Pojawiają się kolejne propozycje, jak przeciwdziałać katastrofom - informuje "Życie Warszawy". W policyjnych komisariatach i biurach Inspekcji Transportu Drogowego urywają się telefony - dzwonią rodzice kolonistów i uczestnicy wycieczek. Chcą, żeby skontrolować autokary wiozące turystów na wakacje. Jednak dziś stan techniczny pojazdów raczej nie budzi już zastrzeżeń, najsłabszym ogniwem pozostaje człowiek. Przewoźnicy mają coraz lepszy tabor, bo konkurencja wymusza na nich zakupy nowoczesnych autokarów. Leciwego i zużytego pojazdu klient nie zamówi. Ale na wybór kierowcy i jego pracę nie ma już wpływu. - Przekraczanie czasu pracy przez prowadzących jest nagminne - mówi Alvin Piotr Gajadhur, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. - Przypomnę, że w firmie, której autokar rozbił się pod Grenoble, nie było udokumentowane ok. 37 tys. przejechanych kilometrów. Nie było tzw. wykresówek (czyli wydruków z tachografów), które rejestrują czas pracy kierowców (przewoźnik musi je przechowywać przez rok). Niszcząc je, można ukryć, że pojazdy prowadzili przemęczeni kierowcy. - A zachowanie na drodze przemęczonego kierowcy można porównać do pijanego - mówi Alvin Piotr Gajdhur. Tymczasem za jazdę po pijanemu można stracić prawo jazdy, a za prowadzenie autokaru kilkanaście godzin bez przerwy - nie. Główny inspektor transportu drogowego chce namówić Ministerstwo Transportu do wprowadzeniu zmian w przepisach. Kierowca, przekraczając dozwolony czas jazdy, ma dostawać także punkty karne. Dla zawodowego szofera taka kara będzie niezwykle odstraszająca. Po przekroczeniu 24 punktów straci bowiem prawo jazdy i będzie musiał ponownie zdać egzamin.