Nie znalazł się nikt, w tym przełożeni policjantów i prokuratorów, którzy chcieliby pomóc rodzinie - mówił. Olewnik przyznał, że nadzorujący wówczas CBŚ gen. Adam Rapacki był jedyną z "osób wysoko postawionych", która przyznała, że popełniła wcześniej błąd i to dzięki jego staraniom powstała w końcu nowa grupa dochodzeniowa, która przejęła sprawę. Wśród osób, do których zwracał się bezskutecznie o pomoc, Olewnik wymienił m.in. ówczesnego wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotkę, późniejszego szefa tego resortu Ryszarda Kalisza i prokuratora krajowego Kazimierza Olejnika. Ojciec zamordowanego zaznaczył, iż w kilka miesięcy po zdarzeniu zrozumiał, że śledztwo w sprawie uprowadzenia jego syna "idzie w złym kierunku". Powodem takich przypuszczeń były - jak zeznał - nieprawdziwe sugestie ze strony policjantów i prokuratorów zajmujących się sprawą, że rodzina porwanego nie chce współpracować z organami ścigania, a także pojawiające się insynuacje, iż jego syn związany był ze światem przestępczym. Włodzimierz Olewnik podkreślał, iż już na samym początku śledztwa - w jego ocenie - dopuszczono się uchybień - np. jeden z prowadzących sprawę na pytanie rodziny, jak nagrywać rozmowy z porywaczami, miał odpowiedzieć: "musicie sobie jakoś radzić"; rodzina nie otrzymała też wsparcia policyjnego negocjatora. Relacjonując przebieg śledztwa i starania rodziny w celu uzyskania pomocy w odnalezieniu uprowadzonego syna, Olewnik płakał. W pewnym momencie poprosił sąd o przerwę. "Robiliśmy wszystko, prosiliśmy, błagaliśmy, ale nikt nie chciał nam pomóc" - mówiła łamiącym się głosem po wyjściu z sali rozpraw matka porwanego, Ewa. Odczytując cześć zeznań ojca zamordowanego ze śledztwa, sąd przytoczył opis zdarzenia nawiązującego do niewyjaśnionego dotąd zaginięcia w czerwcu 2004 roku 16 tomów akt śledztwa w sprawie uprowadzenia jego syna. Dokumenty skradziono w Warszawie wraz z samochodem funkcjonariuszy z wydziału kryminalnego radomskiej komendy wojewódzkiej policji. Policjantom postawiono zarzuty, ale później postępowanie umorzono. Zeznający potwierdził, że tuż po zaginięciu akt otrzymał anonimowy list od przypadkowo spotkanego, nieznajomego mężczyzny, w którym autor pisał, że "akta musiały zginąć" i sugerował, że gdyby byli obecni przy tym policjanci, też musieliby zginąć. Olewnik oświadczył, że zna 3 z 11 oskarżonych w sprawie uprowadzenia i zabójstwa jego syna, gdyż pochodzą oni - podobnie jak jego rodzina - z Drobina. Przyznał, że jeden z nich - Ireneusz P. - pracował w jego firmie, podobnie jak matka dwóch pozostałych, w tym odpowiadającego za zabójstwo Roberta P. Do porwania 27-letniego Krzysztofa Olewnika, syna przedsiębiorcy branży mięsnej z Drobina (mazowieckie), doszło w nocy z 26 na 27 października 2001 roku. Wkrótce potem sprawcy zażądali okupu. Kilkadziesiąt razy kontaktowali się z rodziną uprowadzonego. W lipcu 2003 roku okup w wysokości 300 tys. euro przekazano porywaczom. Jednak porwany nie został uwolniony. Jak się później okazało, miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy został zamordowany. Aktem oskarżenia w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika objęto 11 członków zorganizowanej grupy o charakterze zbrojnym. Zarzut zabójstwa, za co grozi dożywocie, ma dwóch oskarżonych, w tym także Sławomir K., który podczas jednej z wcześniejszych rozpraw przyznał się do przestępstwa i wskazał jako współsprawcę właśnie Roberta P. - ten przed sądem podobnie jak w śledztwie nie przyznał się do przestępstwa. Pozostali oskarżeni odpowiadają m.in. za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, uprowadzenie i przetrzymywanie Krzysztofa Olewnika, a także za inne czyny, w tym rozboje i napady. Większość z oskarżonych, z których część to mieszkańcy Warszawy i okolic, była już przeszłości karana. Szef grupy Wojciech F., któremu śledczy zamierzali przypisać tzw. sprawstwo kierownicze, w czerwcu tego roku popełnił samobójstwo w areszcie. Na ławie oskarżonych zasiada jego żona. Akt oskarżenia w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika przygotowała Prokuratura Okręgowa w Olsztynie. To dzięki jej działaniom w toczącym się od kilku lat śledztwie pod koniec 2006 roku nastąpił przełom - na terenie gminy Różan (Mazowieckie) odnaleziono i zidentyfikowano zwłoki Krzysztofa Olewnika. W śledztwie ustalono, że był on więziony przez porywaczy ze szczególnym udręczeniem, m.in. w garażu przykuty do ściany łańcuchami, a także w betonowej studni na nieczystości, a następnie uduszony, po uprzednim skrępowaniu rąk i nóg oraz nałożeniu foliowego worka na głowę. Podczas porwania i w trakcie przetrzymywania przez porywaczy był dotkliwie bity. Z aktu oskarżenia wynika, iż członkowie grupy, którym postawiono w sumie 66 zarzutów, mieszkańcy Drobina pod Płockiem, Warszawy i okolic, działali szczególnie bezwzględnie. Aby zdobyć pieniądze na utrzymanie więzionego Krzysztofa Olewnika, dokonywali m.in. napadów i rozbojów. Jeden z oskarżonych swą ofiarę polewał wrzątkiem. W sprawie niewyjaśnionych zostało dotąd kilka wątków. Według rodziny porwanego i zamordowanego Krzysztofa Olewnika, nie wykryto dotychczas inspiratorów tego przestępstwa. Ich zdaniem, są to osoby "na wysokich stanowiskach", powiązane prawdopodobnie z organami ścigania, policją i prokuraturą. W czerwcu tego roku rodzina Krzysztofa Olewnika założyła fundację, która ma pomagać rodzinom osób porwanych. Akta sprawy uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika liczą 112 tomów. W toczącym się procesie wyznaczono jeszcze kilkanaście rozpraw.