Chciałabym opisać to co się działo wczoraj w szpitalu na ul. Barskiej na ostrym dyżurze. Była to istna tragikomedia. Jest tam dyżur ortopedyczny, jedyny w całej Warszawie, odsyłano tam ludzi z całej Warszawy np. z Bielan czy z Pruszkowa - z urazami kończyn i innych kości. Na dyżurze przyjmował TYLKO JEDEN LEKARZ. Więc kolejki były dramatyczne. Wyglądało to tak: przyjechałam tam ok 22, do lekarza dostałam się po 1 w nocy. Następnie kolejka po zdjęcie rentgena-znowu trzeba czekać, bo przede mną ponad 20 osób i do tego co jakiś czas pacjenci z wypadków, którzy wchodzą bez kolejki. Rentgen podobno psuje się na jakiś czas, ale później już działa. Po zrobieniu zdjęcia czeka nas kolejka do tego samego co poprzednio lekarza, ta sama grupa ludzi czeka razem z "nowymi" którzy trafili na ostry dyżur. Jeśli ktoś ma złamanie idzie na gipsowanie, następnie znowu do ogromnej kolejki do jedynego pokoju gdzie wykonują rentgen. I później znowu do wielkiej kolejki do lekarza. Należy także zauważyć, że w całym szpitalu nie znalazł się żaden wózek inwalidzki, by zawieźć pacjenta ze złamaną nogą z sali gdzie jest wykonywany rentgen do sali gdzie przyjmuje lekarz, więc każdy musi skakać na jednej nodze (a jest to dyżur ortopedyczny). Ktoś sprytny przywiózł łóżko na kółkach, więc szczęśliwcy wybrani z tłumu mogli się nim posłużyć. Reszta skacze. Po wyjściu ze szpitala ok 3 w nocy w domu byłam przed 5. Jeśli to jest nasze prawo do opieki medycznej, to ja serdecznie dziękuję za taką opiekę ... ewiczkaa