Mieszkaniec Mrozów, Zygmunt Mroczek, wszedł do kościoła w Kałuszynie. Chciał sprawdzić, o której godzinie są tu rekolekcje. Potem zamierzał jeszcze jechać do matki, mieszkającej w Mroczkach. Po około półgodzinie wyszedł i... zachciało mu się siku. Stanął przy jednym z drzew pobliskiego parku. Sikając, dojrzał nadjeżdżający radiowóz. Na widok policjantów zaczął uciekać przez park. - Wystraszyłem się - mówi. - Dobiegłem do jakiejś posesji. Jeden policjant mnie gonił, drugi podjeżdżał samochodem. Ten, który biegł, krzyknął do mnie: "Dlaczego uciekasz, gdzie się odlewasz?". Chciał mnie przewrócić, ale dostałem tylko pięścią w twarz. Zapytałem: "Dlaczego mnie bijesz?". Usłyszałem: "Będziesz krzyczał, że cię biję, to w kajdanki i na komendę". Powiedział też do mnie: "Ty k... menelu". Potem na posterunku zeznałem, że policjant nazwał mnie lumpem, bo zapomniałem słowa menel. Policjant krzyczał, to ja do niego też: "Dlaczego mnie uderzyłeś! Ty policjancie za pięć groszy!". Akcja Funkcjonariusze zakuli Mroczka w kajdanki i zawieźli na posterunek w Mrozach. Tam odmówił dmuchania w alkomat, bo chciał, by zawieźli go na badanie krwi. Wystraszył się, kiedy usłyszał, że to badanie będzie go kosztowało 300 zł. Stróże prawa spisali protokół i chcieli, by zatrzymany go podpisał. Odmówił. Dlaczego? - Bo napisali, że używałem wobec nich obelżywych słów - wyjaśnia Mroczek. - Nie pozwolili mi zadzwonić do żony, do nikogo. Zabrali komórkę. Zapakowali znowu do samochodu i zawieźli do Mińska na komendę. Myślałem, że po przesłuchaniu i wyjaśnieniach puszczą mnie do domu. Ale kiedy zobaczyłem, że jest niemal godzina 18, a nikt nie myśli mnie zwolnić, powiedziałem, że choruję na serce i biorę leki. Policjanci zawieźli więc zatrzymanego mężczyznę do lekarza w Mińsku. Został zbadany, ale policjanci nie wnioskowali, by zbadać także jego krew na zawartość alkoholu. Kiedy okazało się, że nic mu nie jest, zamknięto go w areszcie. Oskarżonym został Mroczek, poszkodowanymi policjanci. Dochodzenie Funkcjonariusze, którzy zatrzymali Mroczka, opisali w notatce służbowej przebieg zdarzenia oraz zarzucili mężczyźnie, że podczas wykonywania przez nich czynności służbowych zostali znieważeni. "(...) Nie tracąc z onym mężczyzną kontaktu wzrokowego, podjęto pieszy pościg. (...) Na onym podwórku zastano stojącego mężczyznę. Podczas próby wylegitymowania onego mężczyzny odmówił podania danych personalnych, po czym zaczął ubliżać mi słowami wulgarnymi potocznie uznanymi za obelżywe. Groził mi (...), że jak nie odstąpię od czynności służbowych, to zwolni mnie z pracy." Policjant napisał również, że zatrzymany mężczyzna w trakcie pouczeń wymachiwał rękami przed jego twarzą i dlatego zastosowano środek "w postaci chwytów obezwładniających, następnie założono kajdanki". Za potocznie obelżywe policjant uznał rzucane pod adresem stróżów prawa wyzwiska. Dodatkowo, co podkreślił funkcjonariusz, od mężczyzny czuć było woń alkoholu. Na niekorzyść zatrzymanego świadczył fakt, że odmówił podpisania protokołu zatrzymania, uzasadniając to słowami przytoczonymi w służbowej notatce (...) "mam wszystkich w d...". W poniedziałek 17 grudnia zapadła decyzja o wszczęciu dochodzenia o zniesławienie funkcjonariuszy przez z. Mroczka. Oskarżonego przesłuchiwała pani prokurator z Mińska.