Uzasadniając apelację, obrońca K. mec. Bartłomiej Lewandowski powiedział, że wymierzona przez sąd I instancji kara 25 lat więzienia jest "rażąco surowa". Okolicznością łagodzącą jest to, że jego klient przyznał się do zabójstwa, współpracował z wymiarem sprawiedliwości, wyraził skruchę i przeprosił rodzinę kobiety - mówił. Przekonywał, że K., który odbywa karę w więzieniu na warszawskiej Białołęce, nie jest zdemoralizowany. - Nie należy go wykluczać ze społeczeństwa. Kiedy rozmawiałem z oskarżonym, zadeklarował chęć podjęcia terapii oraz pracy - powiedział Lewandowski. Z kolei prokuratura wniosła o nieuwzględnienie apelacji oraz o utrzymanie wyroku 25 lat więzienia. - Oskarżony działał w sposób ohydny, potworny i makabryczny. Bestialsko okaleczył a następnie udusił kobietę, która popadła w emocjonalne uzależnienie wobec oskarżonego - podkreśliła prokurator Danuta Droesler. Matka zamordowanej kobiety, która występuje przed sądem jako oskarżycielka posiłkowa, powiedziała: "Oskarżony przeprosił mnie tylko dlatego, że była to sugestia jego obrońcy. W przeciwnym wypadku by tego nie zrobił". Pełnomocniczka oskarżycielki posiłkowej mec. Aleksandra Kutma powiedziała, że kara 25-lat więzienia "i tak wydaje się być łagodna". Oceniła, że jego wyjaśnienia były niewiarygodne, a skrucha nieszczera. Sąd uznał apelację za "oczywiście bezzasadną" i utrzymał wyrok. - W tej sprawie nie było żadnych przesłanek łagodzących, a kara jest adekwatna do stopnia winy - powiedziała sędzia Anna Zdziarska. Mieli spędzić ten wieczór wspólnie We wrześniu 2013 roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że Robert K. brutalnie zamordował swą konkubinę Annę S., działając w zamiarze bezpośrednim zabójstwa, pod wpływem alkoholu oraz "nagłego impulsu". Zbrodnia, dokonana w lutym 2012 r. w mieszkaniu na warszawskiej Ochocie, budziła zainteresowanie prawników, bo nie ustalono jej motywu - sąd też jednoznacznie go nie wskazał. Z akt sprawy wynika, że Robert K. to alkoholik ze skłonnością do agresji, który zażywał też narkotyki i oddawał się hazardowi. Na tym tle w związku dochodziło do konfliktów - podkreślił sąd. K. tragicznego dnia miał urodziny, pił z kolegami wódkę i zażył amfetaminę. Spóźniony wrócił do domu, gdzie czekała Anna S., której obiecał, że razem spędzą wieczór. Sąd opisał szczegółowo rany kobiety, wśród których były ciężkie obrażenia dróg rodnych oraz rany głowy. Bezpośrednią przyczyną zgonu było uduszenie. Policjanci, którzy po kilku dniach wkroczyli do mieszkania, zobaczyli wypisany krwią nad łóżkiem napis "Aniu to dla ciebie". Kobieta leżała na łóżku. Obok w kucki siedział K. Mówił, że nie wie, co się działo. Twierdził, że gdy obudził się dzień po zdarzeniu, był zdziwiony, że Anna jeszcze nie poszła do pracy. Gdy zobaczył zwłoki, podjął próbę samobójczą - próbował podciąć sobie żyły oraz zranił się scyzorykiem w brzuch. W sądzie K. przyznał się tylko do duszenia Anny - nie potrafił wyjaśnić, dlaczego to robił. Twierdził, że nie pokłócił się z kobietą oraz że ofiara nie broniła się. Dochodziło między nimi do kłótni Sąd uznał, że wina K. jest bezsporna, o czym świadczy m.in. intensywność jego działań, użycie narzędzi oraz skala obrażeń Anny S. Zarazem sąd przyjął, że jego działanie nie było zaplanowane, lecz podjęte pod wpływem alkoholu i "nagłego impulsu". Biegli uznali, że w chwili popełnienia czynu mężczyzna był poczytalny. Światło na sprawę rzucił pamiętnik ofiary, w którym kobieta pisała o powodach ich kłótni i utracie zaufania do K. - on sam twierdził, że ten związek "był najlepszą rzeczą w jego życiu". Stronom postępowania przysługuje jeszcze kasacja do Sądu Najwyższego.