Sąd uznał, że mężczyzna używając noża nie przekroczył granic obrony koniecznej. Do zdarzenia doszło pod koniec kwietnia ubiegłego roku na warszawskim Mokotowie. Grzegorz B. przebywał z dziewczyną i kolegami na jednym z podwórek. Pojawili się tam także trzej nastolatkowie, którzy - jak podkreślał sąd w uzasadnieniu orzeczenia - byli agresywni, wcześniej spożywali alkohol. Używając wulgarnych słów chcieli zmusić B. i jego przyjaciół do opuszczenia podwórka. W pewnym momencie do B. podszedł 17-letni Bartłomiej G. (miał ponad promil alkoholu we krwi) i zaczął go bić po głowie, kopać po plecach i brzuchu. B. próbował oddalić się od napastnika, ale bezskutecznie. Wtedy wyciągnął nóż i ugodził nim nastolatka w klatkę piersiową. G. zmarł w szpitalu. Sąd zaznaczył, że Grzegorz B. nie prowokował w żaden sposób bójki, próbował natomiast ustąpić pola napastnikowi. Wcześniej w jego kierunku padły wulgarne wyzwiska, m.in. "ch... wsypałeś mojego kolegę", "ty jajogłowy kondomie", "idź stąd pedale"; pomimo to nie był agresywny. Według sądu 21-latek zdecydował się na użycie noża dopiero wtedy, gdy zagrożone zostało jego zdrowie i życie. Warszawski sąd stoi na stanowisku, że to zachowanie mieściło się w granicach prawa do obrony. - Grzegorz B. jest bardzo spokojnym człowiekiem, aż zbyt spokojnym jak na te czasy. - Twierdzenie, że chciał celowo użyć noża jest absurdalne, on nie potrafił się nim nawet dobrze posługiwać. Świadczy o tym fakt, że źle zabezpieczył nóż i pokaleczył się - podkreślił sąd. Dodał też, że można podejrzewać, iż B. był wyśmiewany i szykanowany z powodu swojego charakteru. Dziadek zmarłego 17-latka, występujący w roli oskarżyciela posiłkowego, powiedział, że będzie się odwoływał od wyroku do sądu wyższej instancji. "Dzisiejsze orzeczenie pokazuje, że życie młodego chłopaka, który dopiero wchodził w dorosłość, jest nic nie warte" - powiedział.