"Gazeta Wyborcza" dotarła do tajnej notatki zespołu doradców premiera, z której wynika, że polski rząd chce posłać do przedszkoli 90 procent dzieci. Teraz chodzi do nich zaledwie 60 procent. Im dziecko młodsze, tym z miejscem dla niego gorzej: czterolatków jest w przedszkolach ok. 40 proc., trzylatków - najwyżej 30 proc. Jeszcze większe różnice są między miastem a wsią, gdzie na przedszkole ma szanse najwyżej co trzecie dziecko - pisze "Gazeta Wyborcza". Przedszkolna średnia w UE to 84 proc. Są kraje - m.in. Belgia, Francja - gdzie do przedszkola chodzi każde dziecko, zanim zacznie naukę w szkole. A w zeszłym roku Komisja Europejska wydała zalecenie: do 2020 r. w każdym kraju Unii do przedszkola ma pójść 95 proc. dzieci. Polski rząd chce chociaż 90 proc. Tak wynika z dokumentu zespołu doradców premiera dla MEN. Skąd wziąć te miejsca? Rząd chce budować nowe przedszkola. Według szacunków zwiększenie liczby miejsc w przedszkolach w Polsce może kosztować nawet ok. 3 mld zł rocznie. I tyle pieniędzy MEN ma zdobyć w negocjacjach z Komisją Europejską na następny okres finansowania, od 2014 r. To może być trudne, bo w Polsce przedszkola są na utrzymaniu gmin, nie budżetu państwa. A gminy kosztownych przedszkoli nie chcą utrzymywać.