Przedwczoraj w warszawskim sądzie miały być wygłoszone mowy końcowe, ale prokurator poprosił o przerwę w procesie. Złożył wniosek o powołanie biegłego, który ma ostatecznie stwierdzić, czy znaleziona na Pradze czaszka należy do zaginionej kobiety. Wstępne badania antropologiczne potwierdzają to z dużym prawdopodobieństwem. Odkrycie może mieć duży wpływ na wyrok. Arkadiusz B. już raz został uniewinniony. Prokuratorzy mówią o tej sprawie: "to najtrudniejsze i najbardziej tajemnicze śledztwo ostatniej dekady". Proces jest poszlakowy, bo nie odnaleziono ciała ofiary. Teraz - być może - udało się natrafić na najważniejszy dowód. Pojechała na kolację i ślad po niej zaginął W listopadzie 2005 roku Edyta Wieczorek, z zawodu księgowa, pojechała na kolację z poznanym przez internet Arkadiuszem B. Od tego czasu ślad po niej zaginął. W czasie śledztwa okazało się, że mężczyzna był oszustem. Nie zamierzał się żenić i nie pracował, choć wmawiał 31-latce, że prowadzi firmę. Wyciągnął od niej co najmniej 70 tysięcy złotych - jak zapewniał - na działalność gospodarczą. W rzeczywistości spłacił z tych pieniędzy długi i kupił samochód. W pierwszym procesie sąd uniewinnił Arkadiusza B. W lipcu 2010 roku stwierdził, że materiał dowodowy prokuratury, zebrany w ponad 30 tomach, to za mało, by skazać oskarżonego. Sędziowie argumentowali, że nie wiadomo nawet, czy Edyta Wieczorek zmarła, a jeśli tak - to w jaki sposób. Dwa lata temu sąd apelacyjny uchylił ten wyrok. Orzekł, że był "przedwczesny" i nakazał ponowną ocenę dowodów. Wyrok w tym ponownym procesie miał zapaść niebawem, teraz jednak - po odnalezieniu czaszki - ten termin się przesuwa.