Problemem jest osiem ścianek z karton-gipsu, które postawiła fundacja, by na żłobek przebudować piętro budynku, w którym miała być przychodnia. W pierwszej wersji postawienie ścian i przygotowanie pomieszczeń żłobka miało się odbyć na tzw. zgłoszenie. Czytaj więcej na RMF24.pl Dopiero gdy wszystkie prace zostały już zakończone, a żłobek został wykończony, pomalowany, umeblowany i wyposażony, a właściciele fundacji poszli uzyskać pozwolenie na użytkowanie, urzędnicy uznali, że konieczne są dokumenty jak z placu budowy, w tym dziennik budowy. "Nikt nam nie wierzy" - Zrobiliśmy wszystko z planami i okazało się, że to nie może być wykonane na zgłoszenie i musimy rozpocząć procedurę budowy. Nikt nam nie wierzy, że my teraz mamy tutaj kierownika budowy - mówi Urszula Tuszyńska z Fundacji Nasz Domek. I dodaje: Ręce mi opadają, bo mamy wszystko gotowe, a od nowa zaczynamy zbierać papierki. Jest dowolność interpretacji przepisów. I nie przeskoczymy pani, która wszystko wie najlepiej. To nie koniec absurdów. Architekt stwierdził, że w tym miejscu nie może być żłobka, bo największa sala jest od strony północnej, a przepisy mówią o co najmniej trzech godzinach naświetlania. - Architekta nie interesowało, że cała ściana to wielkie okna. Czy są żłobki, które nie mają sal od strony północnej? - pyta zdenerwowana pani Urszula. "Muszę odczekać swoje i zbierać od nowa papierki" Fundacja złożyła wniosek do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego o pozwolenie na budowę i zaczyna procedurę od początku. - Ja nie mogę teraz powiedzieć, że wszystko jest gotowe, tylko muszę odczekać swoje i zebrać od nowa papierki. Nawet strażaka nie mogę za szybko wezwać w sprawie instalacji przeciwpożarowej, bo muszę odczekać. Ta budowa musi być zrobiona, a ja muszę nakłamać. Muszę prowadzić fikcyjny dziennik budowy i zatrudniać kierownika budowy - dodaje szefowa fundacji, która pokazuje dwa grube segregatory dokumentów zgromadzonych w tej sprawie. Zobacz materiał wideo reportera radia RMF FM: Zagrożone jest finansowanie żłobka Najgorsze jest to, że z powodu absurdalnych przepisów i nieprzyjaznych urzędników zagrożone jest finansowanie żłobka. Fundacja uzyskała unijne dofinansowanie z programu 1.5 (Wspieranie rozwiązań na rzecz godzenia życia zawodowego i rodzinnego), które jest rozdzielane w ministerstwie pracy. Jeśli placówka nie zacznie przyjmować maluchów w ciągu miesiąca, fundacja będzie musiała zwrócić pieniądze. To są prawie dwa miliony złotych. - Odbiorą nam projekt, a my już wydaliśmy 270 tysięcy: 100 tysięcy na adaptację, 100 tysięcy na urządzenie żłobka i 70 tysięcy na zatrudnienie ludzi, bo już nam się zaczęli zgłaszać chętni - dodaje szefowa. W żłobku opiekę ma znaleźć 45 maluchów, z tego 9 z niepełnosprawnością i różnego rodzaju dysfunkcjami. - Projekt zakłada również, że w żłobku miejsce znajdą dzieci rodziców, z których przynajmniej jeden aktywnie szuka pracy. Dla takich rodziców żłobek ma kosztować 300 złotych. Celem projektu jest powrót rodziców na rynek pracy - mówi Tuszyńska. Na pytanie, kiedy żłobek zacznie działać, szefowa fundacji nie potrafi już powstrzymać łez: - Oby nie za dwa miesiące. Jak nam zabiorą projekt, to weźmiemy kredyty, spłacimy projekt i zrobimy to sami. Bo ten żłobek stoi. Jest - podkreśla. Zobacz materiał wideo reportera radia RMF FM: