Ratusz enigmatycznie twierdzi, że wszyscy pełnomocnicy są potrzebni, bo każdy z nich zajmuje się inną ważną działką. Problem jednak w tym, że dublują oni już istniejące byty. Jest pełnomocnik ds. audytu i biuro ds. audytu. Jest biuro kultury i pełnomocnik - a jakże - ds. kultury. Uśmiech na twarzy pojawia się, gdy czytamy, że Hanna Gronkiewicz-Waltz ma pełnomocnika od Sali Kongresowej czy Traktu Królewskiego. Nasuwa się w związku z tym pytanie, co w takim razie robi armia urzędników zajmujących się infrastrukturą? Jeden ekspert od nabrzeża, drugi od... środkowej Wisły Co ciekawe, eksperci też potrafią się dublować. Jeden spec jest od nadbrzeża Wisły, drugi od środkowej Wisły. Jest też nowy pełnomocnik ds. światowego dziedzictwa UNESCO. Kolejni zajmują się wyborami, organizacjami pozarządowymi, czy gruntami. Czy rozbuchana administracja może doprowadzić do przegranej w zapowiadanym referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz? Odpowiedź na to pytanie na pewno zna pełnomocnik pani prezydent ds. ryzyka. Ratusz podkreśla, że pełnomocnicy to ludzie, którzy i tak są zatrudnieni w strukturach urzędu i za dodatkowe obowiązki nie pobierają żadnego wynagrodzenia. Zdaniem opozycji to nieprawda. Słowo pełnomocnik daje dodatkowe przywileje. Ponadto to dowód na przerost biurokracji i decyzyjny chaos.