Co więcej, tym razem nie chodzi już tylko o małe wiejskie szkoły, ale takie działania planują też duże miasta. Jak podkreśla gazeta, gminy są przyparte do muru trudną sytuacją finansową, brakiem pomocy ze strony rządu i niżem demograficznym. Dlatego podejmują trudne decyzje o zamykaniu placówek oświatowych. - Nie stać nas już na dokładanie do oświaty. Budżetowa subwencja jest za niska i nie uwzględnia podwyżek dla nauczycieli, rząd nie deklaruje też zmian w Karcie nauczyciela - wylicza prezydent Poznania Ryszard Grobelny. Samorządowców rozumieją nawet organizacje pozarządowe walczące o przetrwanie małych wiejskich placówek. Jak mówi Alina Kozińska-Bałdyga z Federacji Inicjatyw Oświatowych, za likwidacjami stoją kłopoty finansowe i Karta nauczyciela nakazująca gminom zatrudniać pedagogów według bardzo sztywnych reguł. - Gminy są w sytuacji bez wyjścia - podkreśla. Kozińska-Bałdyga ocenia, że stwarza to szansę na poprawę jakości oświaty dzięki większemu zaangażowaniu rodziców. Jej zdaniem, wiele szkół przejmą stowarzyszenia rodziców. A prowadzą one szkoły taniej, bo mogą zatrudniać nauczycieli na podstawie kodeksu pracy, a nie na podstawie Karty - stwierdza "Rzeczpospolita".