Z badania, które zaprezentowano w środę w ratuszu, wynika, że przewoźnicy osób nie są tak punktualni jak licencjonowani taksówkarze, słabiej znają topografię miasta i sporadycznie wydają paragon lub rachunek za przejazd. Zdarza się też, że korzystają z tzw. buspasów, łamiąc tym samym przepisy ruchu drogowego. Badania na zlecenie ratusza przeprowadził w miesiącach kwiecień-czerwiec instytut MillwardBrown SMG/KRC metodą "tajemniczy klient". Audytorzy zrealizowali 260 kursów, podczas których sprawdzali skalę korzystania przez korporacje z przewozu osób, punktualność przyjazdu samochodu, koszt kursu, znajomość miasta, przestrzeganie obowiązujących przepisów, jakość obsługi operatorów, w tym informowanie o opóźnieniu, a także kulturę kierowcy i estetykę pojazdu. Zadaniem audytora było zamówienie taksówki i przejechanie do wyznaczonych punktów. Trasy obejmowały przejazdy z I do II strefy, ulice zamknięte dla ruchu indywidualnego, ulice z buspasami oraz krótkie trasy bez ograniczeń w ruchu. W badaniu korzystano z usług 13 warszawskich korporacji taksówkowych - tych, w których barwach obok taksówkarzy jeżdżą też przewoźnicy. Wszystkich warszawskich korporacji jest 26. Na 260 zamówionych kursów, pod podany adres w większości przypadków zamiast licencjonowanej taksówki podstawiono przewóz osób. Tylko w dwóch na 146 takich przypadków dyspozytor korporacji poinformował o tym fakcie klienta. Średni czas oczekiwania na zamówiony pojazd wynosił około 13 minut. O czasie przyjechało w sumie 81 proc. samochodów, jednak taksówki były bardziej punktualne (88 proc.) niż przewóz osób (76 proc.). Zdarzało się, że klienci nie byli informowani o tym, że zamówiony przez nich samochód się spóźni. Dotyczyło to 7 proc. przypadków, gdy na miejsce przyjechała taksówka i 18 proc. zamówień, gdy po klienta przyjechał przewóz osób. Zdaniem autorów badania, niższa cena za kilometr w dziennej taryfie (a taką często oferują korporacje zatrudniające także przewoźników osób) nie oznacza, że klient rzeczywiście mniej zapłaci za kurs. Korporacja, która podstawiła najwięcej przewozów osób i która oferowała najniższą stawkę za przejazd - 1,40 zł za km - po zsumowaniu wydatków na wszystkie przejazdy uplasowała się dopiero na ósmej pozycji. Nieco tańsza okazała się korporacja, która podstawiła najwięcej licencjonowanych taksówek, a w której stawka za przejazd kilometra w I strefie wynosiła 2,20 zł. W przypadku tras o ograniczonym ruchu dla pojazdów indywidualnych (taki w Warszawie obowiązuje na Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu), przejazd przewozem osób okazał się droższy, gdyż kierowcy musieli jechać dłuższą trasą alternatywną, co zajmowało też więcej czasu. W przypadku tańszych korporacji, posiadających więcej przewozów osób, mniej można było za to zapłacić na trasach krótszych lub przebiegających ulicami bez ograniczeń w ruchu. Znajomość topografii innych dzielnic niż ta, w której kierowca się "specjalizuje", okazała się problematyczna zarówno dla taksówkarzy, jak i przewoźników osób. Gdy audytor pytał kierowcę, gdzie znajduje się ulica w innej dzielnicy niż ta, gdzie wsiadł do pojazdu, tylko 40 proc. licencjonowanych taksówkarzy potrafiło odpowiedzieć bez żadnej pomocy. W przypadku przewoźników problemów nie miało 25 proc. kierowców. Dla obu grup kierowców problematyczne okazało się także wydawanie bez proszenia przez pasażera pokwitowania za przejazd - paragonu lub rachunku. Zrobiło to 41 proc. taksówkarzy i tylko co piąty kierowca przewozu osób. Bez względu na to, czy kierowcy prowadzili taksówki, czy samochody przewozu osób, zdecydowana większość z nich była uprzejma - dotyczyło to 95 proc. taksówkarzy i 93 proc. pozostałych kierowców. Wiceprezydent miasta Andrzej Jakubiak podkreślił podczas konferencji, że intencją miasta jest, by przed mistrzostwami Euro 2012 problem przewozu osób został rozwiązany. Przypomniał, że w Sejmie trwają prace nad ustawą, która zakaże przewozu osób bez licencji taksówkarskiej. Ma być w niej zapisany roczny okres przejściowy, w którym dotychczasowi przewoźnicy mogliby zdobyć odpowiednią licencję. Podkreślił jednak, że miasto ze swojej strony zwiększa dostęp do zawodu taksówkarza, co ma ograniczyć przewóz osób w stolicy. - W tej kadencji samorządu limit wydawanych przez miasto licencji taksówkowych wzrósł o 1,5 tys. Obecnie wynosi on 9,5 tys., a ok. 900 wciąż jest dostępnych dla tych, którzy chcieliby zostać legalnym, licencjonowanym taksówkarzem - powiedział Jakubiak. Zgodnie z ustawą o transporcie drogowym, usługi przewozu osób powinny być świadczone tylko okazjonalnie, a przewoźnicy nie mogą umieszczać na swych pojazdach oznaczeń zawierających nazwę przedsiębiorcy i numer telefonu, a na dachu - lamp czy innych urządzeń technicznych. Nie mogą też używać taksometrów. W praktyce przewoźnicy osób w różny sposób omijają te przepisy. Licencjonowane warszawskie taksówki mają na dachu lampę z napisem taxi, a na przednich drzwiach syrenkę - herb miasta oraz żółto-czerwony pas z numerem bocznym. Na przedniej szybie znajduje się też tabliczka z numerem licencji oraz numerem rejestracyjnym pojazdu, a wewnątrz - identyfikator ze zdjęciem kierowcy oraz numerem licencji. Aktualnie maksymalna stawka opłaty początkowej w warszawskiej taksówce wynosi 6 zł. Za przejechanie 1 km w I strefie w dzień można zapłacić 3 zł, a nocą oraz w niedziele i święta - 4,50 zł. W strefie podmiejskiej ceny są wyższe - opłata w dzień może wynosić 6 zł za km, zaś nocą, w niedziele i święta - 9 zł.