Przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w radomskim szpitalu Anna Trzaszczka powiedziała, że siostry "zdają sobie sprawę z ogromnej odpowiedzialności, jaka na nich spoczywa". - Dlatego na razie podjęłyśmy decyzję o odejściu od łóżek pacjentów tylko na dwie godziny, od 8 do 10 w piątek - wyjaśniła. Dodała, że pielęgniarki nie wykluczają podjęcia strajku generalnego, być może od środy. - Dajemy czas dyrekcji na skalkulowanie zysków i strat, jeśli doszłoby do tej ostatecznej formy protestu - podkreśliła Trzaszczka. Przewodnicząca OZPiP dodała, że pielęgniarki poinformują dyrektora o strajku generalnym z pięciodniowym wyprzedzeniem. W radomskim szpitalu przy ul. Tochtermana, gdzie pracuje około 600 pielęgniarek i położnych, od rana w czwartek trwały negocjacje pomiędzy przedstawicielami związków zawodowych a dyrekcją szpitala, z udziałem mediatora z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Zakończyły się one podpisaniem protokołu rozbieżności. Żaden z postulatów płacowych - m.in. podwyżki średnio o 600 zł brutto dla każdej pielęgniarki - nie został spełniony. Dyr. Pawluczyk powiedział, że podwyżki nie wchodzą w grę, gdyż szpital nie ma na nie pieniędzy. Według niego lecznica ponosi straty rzędu miliona złotych miesięcznie, a na podwyżki potrzebne byłoby dodatkowo 500 tys. zł. Szef szpitala zadeklarował, że do rozmów o finansach może wrócić na początku przyszłego roku, kiedy znany będzie poziom finansowania świadczeń medycznych przez Narodowy Fundusz Zdrowia. W piątek pacjenci będą normalnie przyjmowani do radomskiego szpitala. Kilka dni wcześniej dyrektor - w obawie przed groźbą strajku - podjął decyzję o wstrzymaniu przyjęć chorych i odwołaniu planowych operacji.