Chodzi o jedną z ulic Radomia, której mieszkańcy od lat żyją bez bieżącej wody, kanalizacji, gazu i ulicznego oświetlenia. Winą za to obarczają prezydenta Radomia, który - według nich - nic nie robi, by to zmienić. Nie mogąc dojść do porozumienia z władzami miasta, mieszkańcy zdecydowali się zainteresować sprawą prokuraturę. Sędzia Sądu Rejonowego w Radomiu Paweł Łyś podzielił opinię prokuratury, która odmówiła wszczęcia śledztwa, bo jej zdaniem władze Radomia nie popełniły przestępstwa niedopełnienia obowiązków. Prokuratura podkreśliła, że "niezaspokajanie potrzeb wspólnoty gminnej może łączyć się z odpowiedzialnością dyscyplinarną, ewentualnie samorządową osób, które zostały wybrane i zasiadają w organach reprezentujących gminę, ale nie z odpowiedzialnością karną". Łyś zaznaczył, że od wydanego w czwartek postanowienia nie przysługuje zażalenie. Sporny odcinek ulicy Czarnej liczy około 1,5 km. Przebiega w sąsiedztwie torów kolejowych. Ze względu na niejasny stan własnościowy terenów, władze miasta nie chcą inwestować w ulicę. Według nich podlega ona bowiem nie gminie, ale kolei. - Nasza ulica jest oddalona raptem o 5 km od gabinetu prezydenta, a my żyjemy tutaj jak ludzie pierwotni - podkreślał jeden z mieszkańców ul. Czarnej Tadeusz Tymirski. Mieszkańcy ul. Czarnej określają swoją sytuację jako kuriozalną. - Z jednej strony prezydent Radomia mówi nam, że nasza ulica formalnie nie istnieje. Z drugiej zaś strony, magistrat wydaje nam pozwolenia na budowę na naszej ulicy, wydaje dowody osobiste z meldunkiem na ulicy Czarnej i każe nam płacić podatki od nieruchomości - tłumaczył Tymirski. Tymirski zapowiedział, że mieszkańcy będą szukać innego sposobu rozwiązania problemu na drodze prawnej, np. poprzez wniesienie prywatnego aktu oskarżenia.