Planują zalecić zarządcom budynków, administratorom nieruchomości i wspólnotom mieszkaniowym zachowanie miejsc bytowania kotów, głównie w piwnicach budynków mieszkalnych. W czwartek Rada Warszawy miała podjąć stanowisko w tej sprawie, jednak debata nad jego treścią skończyła się odesłaniem go do komisji ochrony środowiska w celu dokonania poprawek. Klub Prawa i Sprawiedliwości zapowiedział natomiast złożenie wniosku do komisji etyki o ukaranie radnej Agnieszki Kuncewicz (Partia Demokratyczna), która zgłosiła wątpliwości co do zapisów w tymże projekcie. Kuncewicz miała uwagi m.in. do lapsusów językowych, które znalazły się w projekcie. Napisano w nim, że rada stoi na stanowisku, że "koty wolno żyjące, tzw. dzikie, miejskie, piwniczne są elementem ekosystemu miejskiego, a ich obecność zapobiega obecności i rozmnażaniu się gryzoni, które mogą stanowić zagrożenie dla ludzi". - Nigdy nie słyszałam, żeby myszy krępowały się rozmnażać w obecności kotów - powiedziała Kuncewicz. Dodała, że np. na Targówku osoby dokarmiające przy wsparciu miasta piwniczne koty to głównie starsze panie, które mimo iż kilka lat temu zobowiązały się do podawania im w karmie środków antykoncepcyjnych, zapominają o tym lub nie robią tego, aby "chronić w ten sposób życie poczęte". - Dla mnie kot to też życie poczęte, tak samo jak dziecko czy sałata - dodała. Właśnie ta wypowiedź zbulwersowała radnych PiS. Kuncewicz zwróciła także uwagę, że zawarte w projekcie sformułowania stoją w sprzeczności z ustawą o ochronie zwierząt oraz dzielnicowymi rozporządzeniami dotyczącymi postępowania z bezdomnymi zwierzętami, a sam projekt nawołuje do łamania prawa. - Używane są tam zamiennie terminy, które nie są znane w polskim prawie. Koty są z jednej strony określane jako dzikie - a w myśl ustawy koty do tej kategorii zwierząt nie należą, a z drugiej - jako zwierzęta miejskie, piwniczne. Taka kategoria w polskim prawie nie istnieje - powiedziała. Dodała, że choć projekt stanowiska napisany został z dobrymi intencjami, to jednak nic by nie zmienił, a jedynie ośmieszył radnych. W projekcie napisano także, że wolno żyjące koty nie są zwierzętami bezdomnymi, dlatego nie można ich wyłapywać ani gdziekolwiek wywozić. Identyczne stanowisko zajmuje biuro ochrony środowiska Ratusza, które powołując się na ustawę o ochronie zwierząt twierdzi, że wolno żyjące koty to zwierzęta dzikie, które stanowią "ogólnonarodowe dobro i powinny mieć zabezpieczone warunki rozwoju i swobodnego bytu". W opinii radnej, w projekcie stanowiska pomylono pojęcia. - Kot jest albo dziki jak dzik, albo jest zwierzęciem udomowionym - powiedziała. Jej zdaniem projekt akcentuje ponadto tylko racje jednej ze stron konfliktu, który w jej ocenie w Warszawie narasta. - W dzielnicy, w której mieszkam, doszło do ostrego konfliktu między jedną ze wspólnot mieszkaniowych a paniami z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które dokarmiają koty. Wspólnota wyremontowała swój blok i chciała ograniczyć liczbę piwnicznych kotów do 4-6, a pozostałe gdzieś przekazać. Panie dokarmiające te zwierzęta bardzo energicznie stanęły jednak w ich obronie - mówiła. Radna zwróciła uwagę, że w ustawie o ochronie zwierząt znajduje się też zapis, że zapewnienie opieki bezdomnym zwierzętom oraz ich wyłapywanie należy do zadań własnych gmin. Decyzję o wyłapywaniu zwierząt rada gminy może podjąć w drodze uchwały. Jak dodała, Warszawa musi zmierzyć się z realnym problemem i zdecydować, czy tak jak Rzym będzie miastem dziko żyjących kotów, czy miastem, które będzie poszukiwało opiekunów dla zwierząt takich jak psy czy koty. Wiceprzewodnicząca rady miasta Olga Johann, która zgłosiła projekt stanowiska, powiedziała, że miał on być przede wszystkim formą poparcia dla ludzi opiekujących się dzikimi kotami. - Chodzi o to, żeby osoby te wiedziały, że nie są samotne, że są tacy ludzie, którzy ich rozumieją i którzy im pomogą - powiedziała. Zupełnie inaczej problem żyjących w piwnicach kotów widzą obrońcy praw zwierząt. Monika Nowicka z warszawskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, która sama dokarmia ok. 50 kotów, powiedziała, że nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że są one zwierzętami dzikimi. - Koty, które były wcześniej zwierzętami domowymi, zupełnie inaczej się zachowują. W kontakcie z człowiekiem początkowo stronią od niego, ale z czasem dają do siebie podejść i wziąć na ręce. Odpędzane są też przez dzikie koty od jedzenia i od stada - powiedziała. Nowicka podkreśliła też, że dzikie koty nie stwarzają dla człowieka zagrożenia chorobami. - Człowiek o wiele łatwiej zarazi się od zwierząt domowych, z którymi ma bezpośredni kontakt - powiedziała. Odnosząc się do skarg ludzi, którzy nie chcą obecności kotów w piwnicach ze względu na zapach ich moczu, Nowicka powiedziała, że jest to wyłącznie kwestią uzgodnienia między ich opiekunami a np. wspólnotami mieszkaniowymi. - Wielu karmicieli sprząta po kotach, którymi się opiekują. Problemem utrzymania czystości w piwnicach często wynika jedynie z braku dostępu dla karmicieli do korytarzy piwnicznych - dodała. Działania związane z opieką nad wolno żyjącymi kotami w celu ograniczenia i kontroli ich populacji stołeczny Ratusz prowadzi od 2005 r. Osoby, które opiekują się co najmniej pięcioma zwierzętami, mogą zgłaszać się do dzielnicowych wydziałów ochrony środowiska, gdzie dostają dla swoich podopiecznych skierowanie na sterylizację i kastrację lub ewentualnie ich leczenie. Dla kotów mogą też dostać niewielką ilość karmy. O pomoc w odławianiu dzikich kotów w celu dostarczenia ich do lecznicy weterynaryjnej opiekunowie mogą zgłosić się do działających na terenie miasta pozarządowych organizacji prozwierzęcych lub do wydziału ds. zwierząt przy biurze ochrony środowiska urzędu miasta.