Do zdarzenia doszło w lipcu 2008 r. w kamienicy przy ul. Czynszowej 6. Oskarżony, będąc pod wpływem alkoholu, wyrzucił z drugiego piętra na chodnik noworodka, którego nieco wcześniej urodziła jego żona. Dziecko zmarło w szpitalu. Zbigniew W. skorzystał z prawa do odmowy składania wyjaśnień przed sądem oraz odpowiedzi na pytania. Na rozprawie nie stawiła się jego żona, która miała zeznawać w charakterze świadka. We wcześniejszych zeznaniach mężczyzna podkreślał, że nie pamięta wszystkich szczegółów czynu, który popełnił, gdyż w tamtym czasie od kilku tygodni był w ciągu alkoholowym. Jak mówił, nie widział porodu chorej na padaczkę żony, ale także ona była pijana. Oskarżony wspominał też, że zdenerwował się, gdy zobaczył, że żona "ma coś między nogami". - Wziąłem to do jednej ręki i wyrzuciłem przez okno - powiedział. W. zeznał, iż nie wiedział, że wyrzuca dziecko - jak zapewniał - "myślał, że to jest kot". W. mówił również, że wiedział o ciąży swojej żony. Obydwoje nie chcieli dziecka, po porodzie mieli zamiar zostawić je w szpitalu. Biegli psychiatrzy nie stwierdzili u Zbigniewa W. choroby psychicznej ani upośledzenia umysłowego. Jak podkreślali w poniedziałek przed sądem, ma on organiczone zaburzenia osobowości oraz zespół uzależnienia od alkoholu z cechami psychodegeneracji. Taki stan psychiczny nie ograniczał jego zdolności do rozumienia zarzucanego mu czynu, jak i kierowania swoim postępowaniem. Psychiatrzy zaznaczali jednak w swojej opinii, że u osób w ciągach alkoholowych mogą występować pojedyncze doznania omamowe. Z kolei biegły psycholog uznał w swojej opinii, że W. jest na pograniczu upośledzenia umysłowego. Nie jest zdolny do współczucia i współodczuwania, przejawia cechy egocentryczne. O zdarzeniu z noworodkiem opowiadał bez żadnych emocji. Nie udzielał odpowiedzi na niewygodne pytania, zasłaniając się brakiem pamięci. Proces będzie kontynuowany w środę.