W poniedziałek przeprowadzona została sekcja zwłok dziewczynki. Jak powiedział we wtorek prokurator Dariusz Ślepokura z warszawskiej prokuratury okręgowej, wstępnie nie znaleziono śladów świadczących o tym, by doszło do złamań czy uszkodzeń kości dziecka. - Nadal nie wiadomo jednak, co było przyczyną śmierci dziewczynki. Przeprowadzona zostanie m.in. opinia toksykologiczna. Ostateczne wyniki sekcji zwłok powinny być znane za kilka tygodni - dodał Ślepokura. Ciało dziecka zakopane w ogródku Ciało niepełnosprawnej 12-latki znaleźli policjanci, którzy przyjechali do jej rodziny, by sprawdzić, czemu dziewczynka nie chodzi do szkoły. Do sądu wpłynęło bowiem pismo ze szkoły w tej sprawie, a z dokumentów wynikało, że dziecka nie było w szkole co najmniej od trzech lat. Początkowo ani 44-letnia matka Dorotki ani jej 49-letni konkubent i dwaj bracia (w wieku 22-24 lat) nie potrafili wytłumaczyć, gdzie jest 12-latka. Funkcjonariusze przeszukali więc posesję i wtedy matka dziewczynki przyznała, że dziecko nie żyje, a jej ciało zakopano w przydomowym ogródku. Policja zatrzymała kobietę, jej partnera i synów, ostatecznie jednak tylko 44-latka usłyszała zarzut dotyczący narażenia swojego dziecka na utratę życia albo ciężki uszczerbek na zdrowiu w związku z niepodawaniem leków. Sprawdzą dlaczego szkoła interweniowała tak późno Prokuratura wnioskował o jej areszt, sąd jednak tego wniosku nie uwzględnił. - W najbliższych dniach do sądu powinno trafić zażalenie na tą decyzję - dodał w rozmowie Ślepokura. Jak zaznaczył, Prokuratura Rejonowa Warszawa-Ochota, która prowadzi śledztwo w tej sprawie, będzie też sprawdzać dlaczego szkoła dopiero po kilku latach zdecydowała się na interwencję. Reporter radia RMF FM próbował ustalić, dlaczego szkoła tak późno zawiadomiła policję o tym, że dziewczynka nie przychodzi na lekcje. Dowiedział się, że dyrekcja szkoły już w lipcu 2006 roku wysłała do rodziców zapytanie o nieobecność dziewczynki. Nie otrzymała odpowiedzi, więc drugi list wysłano we wrześniu. Rodzice tłumaczyli, że chore dziecko jest na leczeniu poza Warszawą. W lutym 2007 roku szkoła poinformowała o sprawie policję (według wcześniejszych informacji, które ostatecznie się nie potwierdziły, miało to miejsce w 2009 roku). Wtedy dom rodziców 12-latki odwiedził dzielnicowy. - W trakcie rozmowy kobieta oświadczyła, że dziewczynka jest bardzo ciężko chora, że jest z nią utrudniony kontakt. Policjant sporządził z tego notatkę, zostało też wysłane pismo informujące dyrekcję szkoły o tym, co uczyniliśmy - tłumaczy Maciej Karczyński, rzecznik Komendy Stołecznej Policji. Według niego, wtedy dziecko najprawdopodobniej jeszcze żyło. Przyczyna śmierci nadal nieznana Historia powtórzyła się po roku. Dzielnicowy odwiedził rodziców, usłyszał, że dziecko choruje i napisał notatkę, która trafiła do szkoły. Dwa i pół roku później placówka zawiadomiła o sprawie sąd i dopiero ta interwencja skończyła się nakazem i przeszukaniem posesji, w trakcie którego znaleziono grób dziewczynki. Rodziną nie opiekowała się pomoc społeczna, bo nie było takiej potrzeby. Rodzice nie pobierali też zasiłku na chore dziecko. Reporter radia RMF FM ustalił, że prawdopodobną przyczyną śmierci dziewczynki było zakrztuszenie. Rodzice nie potrafią jednak wytłumaczyć, dlaczego nie zgłosili tego wypadku, tylko pochowali dziecko w ogrodzie. Na posesji, należącej do rodziny dziewczynki policja znalazła też niewielką ilość amfetaminy i marihuany, wagę elektroniczną, torebki z zapięciem strunowym oraz 13 sztuk amunicji gazowej.