Ostrzeganie przed przechodzeniem przez tory w miejscach niedozwolonych oraz uświadamianie związanego z tym niebezpieczeństwa i skutków społecznych jest celem tegorocznej, prowadzonej przez kolej, kampanii Bezpieczny Przejazd "Zatrzymaj się i żyj". Mówili o niej przedstawiciele PKP Polskie Linie Kolejowe we wtorek na konferencji prasowej w Lublinie. Rzecznik prasowy PKP PLK Mirosław Siemieniec powiedział, że w pierwszej połowie roku 2012 na torach, na skutek nieostrożnych zachowań pieszych zginęło 147 osób, a 45 zostało rannych. Prawie 3,4 tys. pociągów pasażerskich z powodu tych wypadków było opóźnionych. Łączny czas tych opóźnień oszacowano na ok. 1440 godzin (według kolejarzy to średnio 19 pociągów dziennie spóźnionych po 25 minut każdy). Wpadł pod pociąg - zginął na miejscu Siemieniec podał przykład wypadku, który wydarzył się we wrześniu - mężczyzna wpadł pod pociąg relacji Kraków - Warszawa, zginął na miejscu. Po wypadku i po wykonaniu wszystkich czynności przez Straż Ochrony Kolei, policję, prokuratora - pociąg przyjechał na stację końcową z opóźnieniem ponad 2,5 godziny. Z powodu wypadku zablokowany został tor, a to spowodowało opóźnienia innych 12 pociągów. Spóźnionymi pociągami jechało ok. 2,8 tys. pasażerów. Uczestnicząca w wypadku lokomotywa i wagon musiały być poddane naprawom i na trzy dni wyłączone z ruchu. - Taki wypadki to tragedie poszkodowanych i ich rodzin, ale też znaczące koszty społeczne - zaznaczył Siemieniec. W ramach kampanii organizowane są m.in. spotkania z młodzieżą, a Straż Ochrony Kolei monitoruje miejsca, gdzie funkcjonują tzw. dzikie przejścia - w całym kraju jest ich ok. tysiąca - oraz okolice dworców, przystanków i przejazdów, gdzie piesi często np. przechodzą prze tory mimo opuszczonych szlabanów lub pod wybudowanymi nad torami kładkami. SOK wykorzystuje m.in. Mobilne Centra Monitoringu - samochody wyposażone w nowoczesne kamery umożliwiające obserwacje zachowań pieszych i nagrywanie obrazu. Za przechodzenie przez tory w miejscu niedozwolonym Straż może ukarać mandatem wysokości od 20 do 500 zł. Problemem tak zwane dzikie przejścia Dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Lublinie Zygmunt Grzechulski zaznaczył, że na Lubelszczyźnie tzw. dzikie przejścia funkcjonują m.in. na liniach nieużywanych lub używanych sporadycznie, które są obecnie remontowane np. Lublin - Lubartów, Lublin - Parczew. - Tam ludzie się nauczyli chodzić przez tory, bo ta linia jest nieczynna, ale po remoncie i modernizacji będzie tamtędy jeździł szynobus i te przejścia staną się bardzo niebezpieczne - powiedział. Problem dzikich przejść pojawia się również w miejscach, gdzie obok torów - zbudowanych wiele lat temu - budowane są nowe osiedla mieszkaniowe. Jak zaznaczył Grzechulski, tory są modernizowane, aby pociągi jeździły szybciej, bo takie są oczekiwania, a wyznaczanie na nich oznakowanych przejść dla pieszych spowodowałoby konieczność ograniczania prędkości pociągów. Rozwiązaniem byłoby budowanie np. przejść podziemnych, ale na to potrzeba dużych nakładów finansowych, na które kolei nie stać. Kolej zmodernizowała ponad tysiąc km torów Siemieniec dodał, że tam, gdzie tory są modernizowane, kolej stara się uwzględniać oczekiwania mieszkańców dotyczące przejść, ale nie może ponosić wszystkich kosztów z tym związanych. - Jesteśmy otwarci na współpracę z innymi partnerami z tym zakresie - zaznaczył. Kolej w ostatnich trzech latach zmodernizowała ponad tysiąc km torów, co umożliwiło zwiększenie szybkości jadących tam pociągów do 120 km/h, 140 km/h lub 160 km/h. Tymczasem pociąg jadący z prędkością 80 km/h do wyhamowania potrzebuje ok. 300 metrów. Kolejarze podkreślają, że maszynista, nawet jeśli widzi człowieka zbliżającego się do torów, często nie ma szans na szybkie zatrzymanie pociągu i uniknięcie wypadku.