- A mama widziała, że coś jest nie tak... W końcu zdiagnozowano schorzenie: postępujący zanik mięśni. Ania na wózek siadła w wieku 12 lat. Dziś ma lat 25. Maluje, pisze wiersze, łączy się ze światem przez internet, czyta. Kocha ludzi. Mimo tak poważnej choroby, jest osobą pogodną. Opowiada o sobie bez emocji, bez wzbudzania współczucia. Gdy spotyka przeciwności losu, zastanawia się, jak je pokonać. Chce im stawić czoła. Studiowała na Akademii Podlaskiej, lecz przed samą obroną licencjatu musiała studia przerwać. - Tato miał udar i już nie miał kto mnie znieść i wyprowadzić z domu... Długo leżał w szpitalu. Ania pamięta tamten czas: towarzyszył jej strach, co teraz będzie z nią i z mamą? Tato był zawsze taki silny! To on utrzymywał rodzinę. Mama jest schorowana. Przebyła chorobę nowotworową, ma tylko jedną nerkę, do tego doszła cukrzyca. Po dwóch latach po udarze tato zmarł. Odczuły to bardzo mocno. Finansowo także. Ania otrzymuje 1130 zł renty, jej mama dostaje 460 złotych. Miesięczne rachunki wynoszą 1170 złotych. Na życie zostaje 400, z tego połowa idzie na leki mamy. - Żyjemy bardzo skromnie. Gdyby nie pomoc dziadków... ale oni są już tacy leciwi. Dziadek ma 90 lat. Od lipca ubiegłego roku Ania dojeżdżała na warsztaty terapii zajęciowej w Skórcu. Sama mieszka w Kotuniu. Ma tam rehabilitację, która opóźnia efekt nieuniknionego wiotczenia mięśni. W lipcu tego roku doszło do tragedii. Ania cudem uniknęła wypadku. - Mój tato zrobił sam windę, którą mogłam zjechać razem z wózkiem. Służyła nam niemal 5 lat - mówi z dumą. - Mieszkamy na wysokim piętrze, do parteru prowadzi 16 wąskich schodów. Jestem zbyt bezwładna i ciężka, aby można mnie było po nich znieść. Opuszczano mnie więc windą razem z wózkiem. Niestety, po latach winda odmówiła posłuszeństwa. Skorodowany mechanizm zerwał się. Ania pamięta chwilę grozy, gdy niebezpiecznie przechylała się z wózkiem, będąc już kilka metrów nad ziemią. Nie mogła nic zrobić. Ani przytrzymać się ręką (brak czucia), ani wstać, ani cofnąć ciała. Pan, który ją przywoził i odwoził na warsztaty, uratował ją. Stało się jednak jasne, że z tej windy już nie można korzystać. - I tak stałam się więźniem we własnym domu. To prawdziwa męczarnia. Towarzyszą mi tylko kot i kanarek Franek. No i mama. Martwię się o nią. Ostatnio miała takie złe wyniki. Ania złożyła wniosek do PCPR o dofinansowanie budowy windy dla osób niepełnosprawnych i dostosowania łazienki. Ku jej wielkiej radości przyznano jej 80 procent dofinansowania kosztorysu (w sumie inwestycja wyniesie 45 tysięcy zł). Okazało się jednak, że musi mieć wkład własny. Wynosi on 8300 zł. - Nie mam takich pieniędzy! - rozpacza. - Siedlecka Caritas założyła mi subkonto, udało się zebrać 1000 złotych. Ale jeszcze tyle brakuje! Czas rozliczenia wniosku to koniec września. Boję się, że jak nie uzbieram w sierpniu tych pieniędzy, zostanie tak, jak jest. Ania mówi, że nieszczęścia chodzą parami. Kilkanaście dni temu zepsuł jej się wózek. Ale nawet nie myśli o kupnie nowego. Najważniejsza jest winda, ta przepustka do świata. - Wiem, że są ludzie, którzy odpowiadają na takie apele. Mogę ich tylko poprosić o pomoc. Dla mnie ta winda jest wszystkim, czego pragnę. Podajemy nr konta siedleckiej Caritas, na które można wpłacać pieniądze na windę dla Ani: 10 1240 26 85 1111 0000 3656 2387 z dopiskiem "Dla Ani Trojanowskiej". W jej przypadku bardzo ważny jest czas! Jeśli możecie jej pomóc... to pomóżcie! M.S.