Już od kilku lat problem ten spędza sen z powiek rodzicom potencjalnych przedszkolaków. Dopiero w roku 2012 zapowiada się zmiana tej sytuacji w skali całej Polski. Wtedy to wszystkie sześciolatki pójdą do szkół, zwalniając zbawcze miejsca dla młodszych dzieci. Czy wówczas problem zniknie całkowicie? Wszystko jest w rękach gminy. Im bogatsza, tym więcej przedszkoli, a zatem więcej miejsc. Jak to jest w Krakowie W obrębie dużych miast o losie przedszkolaków przesądzić może także sytuacja w poszczególnych dzielnicach. Przykładowo w Krakowie najmniejszą ilością miejsc dysponują przedszkola w dzielnicy Podgórze. Brakuje ich także na Ruczaju, gdzie dynamicznie powstają nowe bloki, a wraz z nimi zwiększa się ilość młodych rodzin z maluchami w wieku przedszkolnym. Największym zainteresowaniem cieszą się placówki usytuowane w centrum miasta. - Trudno cokolwiek przewidzieć na obecnym etapie rekrutacji, ale mimo dużej ilości chętnych, w naszym przedszkolu nie powinno zabraknąć miejsc. Nie mamy takiego problemu - z wątpliwą pewnością mówi dyrektor samorządowej placówki nr 61 w Krakowie. Czy to stwierdzenie zgadza się z rzeczywistością? Chyba nie, bo jak wynika z prognoz, w tym roku w Krakowie zabraknie miejsca w przedszkolach dla około 1200 dzieci. Władze Krakowa mają wiele koncepcji na stworzenie dodatkowych miejsc w placówkach publicznych. Mówi się nawet o 500 dodatkowych miejscach. Jednak jest to wciąż zbyt mało, gdyż z roku na rok do przedszkoli pragnie dostać się coraz więcej dzieciaków. Warszawa pionierem pozytywnych zmian? Trochę lepiej radzi sobie Warszawa. - Uważam, że w tym roku nie możemy narzekać na brak miejsc w warszawskich przedszkolach. Częściowe rozwiązanie problemu zawdzięczamy pomysłowi niektórych dzielnic, które już w tym roku wprowadziły nakaz obowiązkowego posyłania sześciolatków do oddziałów przedszkolnych w szkołach podstawowych. Odciążono w ten sposób przepełnione placówki i zwolniono miejsca dla wszystkich chętnych dzieci. W stolicy jest natomiast większy problem z dostaniem się do pożądanego przedszkola - mówi dyrektor jednego ze stołecznych ośrodków publicznych w obrębie Śródmieścia. Jednak oficjalne prognozy są mniej optymistyczne. Według tegorocznych szacunków w samej Warszawie ma zabraknąć około 5000 miejsc, przede wszystkim w dzielnicach Białołęka i Ursynów. Nawet w częściach miasta, które nie mają problemu z miejscami w przedszkolach, dochodzi do kuriozalnych sytuacji, ponieważ każdy rodzic chce zapisać dziecko do placówki położonej jak najbliżej miejsca zamieszkania i o jak najlepszych warunkach. By to osiągnąć, decydują się na chwyty teoretycznie niedozwolone, choć w efekcie bardzo skuteczne. Dzięki kreatywności wielu z nich udało się bez trudu ominąć ministerialne przepisy i oszukać kulejący system edukacji przedszkolnej. Absurdalny system - Od kiedy wprowadzono elektroniczny zapis do przedszkoli, sytuacja całkowicie wymknęła się spod kontroli. Takie rozwiązanie bardzo usprawnia i ułatwia proces rekrutacji, ale niestety tworzy żyzne pole do nadużyć. Rodzice podają fałszywe informacje, a ja nie mogę interweniować, choć wiem na pewno, że oszukują. System automatycznie przyznaje punkty na podstawie wprowadzonych kryteriów. Nie ma sposobu na weryfikację deklarowanych danych. Na szczęście miejsc nie brakuje, więc żal mogą mieć jedynie rodzice, którzy przez swoją uczciwość nie dostali wymarzonego przedszkola - ubolewa wspomniana dyrektor z Warszawy. - Mamy rodzinę, w której oboje rodzice zadeklarowali się w kwestionariuszu zgłoszeniowym jako pracujący, żeby ich dziecko dostało miejsce w naszym przedszkolu. Już we wrześniu przynieśli zaświadczenie o tym, że są jednak bezrobotni. W taki sposób uzyskali dodatkowo zwolnienie z opłaty czesnego oraz dofinansowanie do obiadów dla dziecka - bezradnie wzrusza ramionami dyrektor przedszkola z Pragi Południe, która zgodziła się na anonimowy wywiad. Największym nonsensem w takim systemie jest brak możliwości weryfikacji, czy informacje podawane przez rodziców są zgodne z rzeczywistością. Problem wynika z potocznego traktowania terminu "rekrutacja", który dotyczy głównie selekcji kandydatów na jakieś stanowisko pracy. W przypadku naboru do przedszkoli nie są wymagane żadne załączniki potwierdzające prawdziwość wpisywanych danych. Ominąć przepisy - Wprowadziłam dane mojego dziecka do systemu elektronicznego, gdy miało 2,5 roku. Martę przyjęto, ale świadomie wtedy jej nie posłaliśmy. Teraz system automatycznie zaakceptował nasze zgłoszenie już 1 marca w ramach kontynuacji. Nie musieliśmy więc czekać do drugiej połowy miesiąca, jak reszta trzylatków. W ten sposób zapewniłam córeczce pierwsze miejsce w kolejce do wyśnionego przedszkola. I udało się - wyznaje pani Krystyna z Warszawy, mama trzyletniej dziewczynki. Oficjalnie kolejność zgłoszeń nie gra żadnej roli. Przezorni rodzice wiedzą jednak, że w przypadku identycznej ilości punktów numer na liście zwiększa szanse dziecka na dostanie się do przedszkola, ale też uniknięcie przydzielenia do grupy mieszanej wiekowo. Do klasycznego repertuaru podstępnych trików należy nieujawnianie partnera, czyli nieuprawnione korzystanie z przywileju rodzica samotnie wychowującego dziecko. "Dobrym" pomysłem jest świadome życie w konkubinacie "dla dobra dziecka" albo jeszcze bardziej radykalny chwyt - rozwód. Wszystko po to, by zapewnić swojej pociesze pomyślny finisz w wyścigach przedszkolnych. Być może w tej sytuacji warto wprowadzić nowe kryterium punktowania przy naborze do przedszkoli: "zaradność rodziców"? Anna Kodłyczewska Czytaj również: NIE ZABRAKNIE MIEJSC W PRZEDSZKOLACH WIELKIE UPYCHANIE PRZEDSZKOLAKÓW WYŚCIG O MIEJSCA W PRZEDSZKOLACH