Jego zdaniem, "film ma szanse zbierać nagrody na międzynarodowych festiwalach". Jerzy Eisler, dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie, był konsultantem historycznym filmu "Czarny czwartek". Film, w reżyserii Antoniego Krauzego, będzie miał 16 grudnia przedpremierowy pokaz w Hali Sportowo-Widowiskowej w Gdyni. Do kin trafi dopiero 25 lutego. Filmowcy skoncentrowali się na wydarzeniach, które miały miejsce w Gdyni. W grudniu 1970 r., w proteście przeciw podwyżkom cen wprowadzonym przez władze PRL, przez Wybrzeże przetoczyła się fala strajków i demonstracji. W Gdańsku i Szczecinie protestujący podpalili gmachy Komitetów Wojewódzkich PZPR. Aby stłumić protesty, władze zezwoliły milicji i wojsku na użycie broni. Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od kul milicji i wojska zginęły 44 osoby (w tym 18 w Gdyni), a ponad 1160 zostało rannych. Twórcy "Czarnego czwartku" oparli scenariusz na historii rodziny gdyńskiego stoczniowca Brunona Drywy, który 17 grudnia (w "czarny czwartek"), w wieku 33 lat, zginął od strzału w plecy na przystanku kolei miejskiej Gdynia-Stocznia. Pozostawił żonę i trójkę dzieci. Krauze podkreślał przed realizacją, że ekipie zależało na bardzo starannym odtworzeniu tamtych wydarzeń, wierności faktom. Prof. Eisler uważa, że ten zamiar się powiódł. - Wszystkie postaci nazywają się tak, jak naprawdę nazywały się ich pierwowzory. Wszystkie zdania, które słychać z ekranu, pochodzą z dokumentów lub wspomnień - powiedział historyk. Chwaląc "chłodny naturalizm" w filmie, zauważył zarazem, że obfitująca w brutalne wydarzenia historia może wstrząsnąć widzem. "W monografii Grudnia'70 napisałem, że bestialstwo, którego ofiarą padli wówczas ludzie było porównywalne z działaniami gestapo i NKWD. Miały miejsce zachowania sadystyczne, okrutne. To wszystko w filmie pokazano. On ma ogromną "siłę nośną", pokazuje historię taką, jaką była. Jako film jest wspaniały. Lecz zarazem straszny - opowiadał. Mówił np. o "scenie katowania jednego z bohaterów". Według prof. Eislera, jest ona "porównywalna ze sceną katownia Rudego w "Akcji pod Arsenałem" czy scenami z filmu "Przesłuchanie", gdzie pokazano bestialstwo - czy to Gestapo, czy UB". Antoni Krauze powiedział, że chciał w "Czarnym czwartku" zawrzeć przekaz uniwersalny, opowiedzieć o "ludziach, którzy sprzeciwili się totalitarnej władzy - nie dopuszczającej, by jej decyzje były przez kogokolwiek kwestionowane - powiedzieli "dość", płacąc okrutną cenę". - Bez ofiary Grudnia'70 nie byłoby zwycięstwa w Sierpniu'80 - zaznaczył Krauze. Przypomniał, że w 10. rocznicę wydarzeń na Wybrzeżu, w grudniu 1980 r., na pl. Solidarności w Gdańsku odsłonięto Pomnik Poległych Stoczniowców 1970. Umieszczono na nim fragment wiersza Czesława Miłosza, zaczynającego się od słów: "Który skrzywdziłeś człowieka prostego...". Pomnik, według Krauzego, przestrzega przed nieliczeniem się władzy narodem, przypomina, że każda władza musi pamiętać, "iż najważniejszą rzeczą jest los obywateli". - Bunt w 1970 r. był zrywem ludzi, którzy po wprowadzonej podwyżce cen wiedzieli, że nie mają środków do życia - mówił Krauze. W "Czarnym czwartku" wystąpili m.in.: Wojciech Pszoniak - jako Władysław Gomułka, Piotr Fronczewski - jako Zenon Kliszko, Witold Dębicki - jako Mieczysław Moczar, Piotr Garlicki - jako Józef Cyrankiewicz. Brunona Drywę zagrał Michał Kowalski, a jego żonę Stefanię - Marta Honzatko. Scenariusz napisali Mirosław Piepka i Michał Pruski. Autorem zdjęć jest Jacek Petrycki, a muzyki Michał Lorenc. "Balladę o Janku Wiśniewskim" zaśpiewał Kazik Staszewski. Patronem filmu jest IPN.