W piątek sąd wysłuchał biegłych w sprawie oraz ostatniego świadka, ponadto obejrzał odtworzone zapisy monitoringu miejskiego oraz odsłuchał kilku zarejestrowanych rozmów telefonicznych. Kilka sekund po tragicznym zdarzeniu wstrząśnięci przechodnie i przypadkowi świadkowie dzwonili na numery policji i pogotowia, informując o zbrodni. Do tragedii doszło 10 lutego ubiegłego roku na przystanku tramwajowym na warszawskiej Woli. 42-letni funkcjonariusz zwrócił uwagę dwóm młodym ludziom, którzy najpierw przeklinali na przystanku tramwajowym, a potem - gdy wsiadał do tramwaju - rzucili w kierunku jednego z wagonów koszem na śmieci. Policjant zginął od ciosów nożem Jeden z wyrostków - jak się później okazało Piotr R. - miał przytrzymać policjanta, drugi - Mateusz N. - zadał mu kilka ciosów nożem. Mimo reanimacji, policjanta nie udało się uratować. Kilka minut po zdarzeniu policja zatrzymała Mateusza N., który zadawał ciosy, kilka godzin później jego kompana Piotra R. Zeznająca w piątek przed sądem biegła lekarz przyznała, że u osób z obrażeniami, jakie miał zabity policjant, "szybko dochodzi do zgonu". Dodała, że ofiara otrzymała "nie mniej niż cztery uderzenia nożem" - z czego jedno okazało się śmiertelne. Łącznie z innymi obrażeniami policjant odniósł dziewięć ran. Na czas zeznań czterech biegłych psychologów sąd wyłączył jawność rozprawy. Biegły: Jeden z ciosów okazał się śmiertelny Sąd wysłuchał także Patryka F., który przebywa w areszcie w związku z inną sprawą. O jego przesłuchanie prokurator wniósł podczas pierwszej rozprawy na początku stycznia. Wtedy też prokuratura zgłosiła wniosek o włączenie do materiału dowodowego korespondencji Patryka F. z oskarżonymi; z korespondencji - według prokuratury - wynikało, że poprzez tę osobę oskarżeni mieli ze sobą kontakt. Świadek powiedział, że nie otrzymał żadnej informacji, żeby zatrzymano mu jakąkolwiek korespondencję. Po okazaniu listu przyznał, że jest pisany przez niego, ale nie pamięta okoliczności jego powstania. Oskarżeni w sprawie zostali odseparowani W połowie stycznia Służba Więzienna informowała, że oskarżeni w tej sprawie, osadzeni w jednym areszcie, zostali od siebie odseparowani, aby uniemożliwić im porozumiewanie się. Odseparowany został też osadzony, który miał im pomagać w kontaktowaniu się. Podczas pierwszej rozprawy N. przyznał się do winy, choć mówił, że nie chciał zabić ofiary. Drugi oskarżony nie przyznał się do udziału w zabójstwie. Nie grozi im dożywocie, ponieważ w chwili zbrodni byli jeszcze niepełnoletni. Struj służył w policji 15 lat. Pracował w wydziale wywiadowczo-patrolowym stołecznej komendy. Osierocił dwie córki. W dniu, w którym został zamordowany, był na urlopie. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Zasługi za Dzielność. Został też awansowany na stopień podkomisarza.