Do zbrodni doszło 10 lutego ubiegłego roku na przystanku tramwajowym na warszawskiej Woli. 42-letni funkcjonariusz zwrócił uwagę dwóm młodym ludziom, którzy najpierw przeklinali na przystanku tramwajowym, a potem - gdy wsiadał do tramwaju - rzucili w kierunku jednego z wagonów koszem na śmieci. Jeden z wyrostków - jak się później okazało Piotr R. - przytrzymał policjanta, drugi - Mateusz N. - zadał mu kilka ciosów nożem. Mimo reanimacji, policjanta nie udało się uratować. Kilka minut po zdarzeniu policjanci zatrzymali Mateusza N., który zadawał ciosy, kilka godzin później jego kompana Piotra R. Obu mężczyznom grozi do 25 lat więzienia. Mateusz N. przyznał się do winy. - Nie chciałem zabić tego człowieka - mówił przed sądem, odpowiadając na pytania. Oskarżony Potwierdził, że nosił przy sobie nóż kuchenny, bo miał "pewne problemy" i - jak mówił - żeby "w razie czego się obronić". Dodał, że zadał trzy ciosy nożem. Wcześniej, w składanych w śledztwie i odczytanych zeznaniach mówił, że nie chciał zrobić ofierze krzywdy, tylko uciec, a zadawane ciosy miały być jego zdaniem "lekkie". Jak utrzymuje, nie wiedział, że ofiara jest policjantem. - Przyznaję się do tego, że brałem udział w tym zdarzeniu, przyznaję się do tego, że odciągałem pokrzywdzonego, gdy pokrzywdzony obezwładnił Mateusza, nie przyznaję się do udziału w zabójstwie - powiedział z kolei Piotr R. Dodał, że nie wiedział, że jego kolega ma nóż. - Nie wiedziałem, że to tak się skończy, chciałem tylko pomóc Mateuszowi uwolnić się - zaznaczył. Obecnie sąd rozpoczął przesłuchania pierwszych świadków - pasażerów i przechodniów. Przesłuchany został także policjant, który zatrzymał Mateusza N. Sędzia i strony zadają świadkom szczegółowe pytania na temat przebiegu zdarzenia. Jeden z przechodniów, który wówczas wezwał policję i pogotowie, potwierdził, że widział jak jedna osoba trzymała policjanta od tyłu, a druga zadawała mu ciosy stojąc. Potem sprawcy uciekli. - Pokrzywdzony upadł na chodnik; powiedziałem, żeby się nie podnosił, bo karetka została już wezwana - mówił świadek. Inny świadek zapamiętał z kolei, że jedna z osób leżała na chodniku i była bita przez innego mężczyznę, który miał potem uciec. Rozprawę obserwuje licznie zgromadzona publiczność, w tym kilkudziesięciu przedstawicieli mediów. Struj służył w policji 15 lat. Pracował w wydziale wywiadowczo-patrolowym stołecznej komendy. Osierocił dwie córki. W dniu, w którym został zamordowany, był na urlopie. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Zasługi za Dzielność. Został też awansowany na stopień podkomisarza. Jednym ze skutków tragedii było zaostrzenie odpowiedzialności karnej za atak na policjantów podczas służby. Niedawno prezydent Bronisław Komorowski podpisał nowelizację wzmacniającą ochronę prawną funkcjonariuszy oraz osób, które nie będąc nimi, występują w obronie prawa, reagując na zachowania przestępcze.