N. przyznał się do winy. Drugi oskarżony nie przyznał się do udziału w zabójstwie. Kolejny termin rozprawy sąd wyznaczył na 21 stycznia. Wówczas wysłuchani mają zostać biegli, m.in. psycholog. Jak zaznaczył sędzia Ireneusz Szulewicz możliwe są także głosy stron i zakończenie procesu. Do zbrodni doszło 10 lutego ubiegłego roku na przystanku tramwajowym na warszawskiej Woli. 42-letni funkcjonariusz zwrócił uwagę dwóm młodym ludziom, którzy najpierw przeklinali na przystanku tramwajowym, a potem - gdy wsiadał do tramwaju - rzucili w kierunku jednego z wagonów koszem na śmieci. Zginął, bo zwrócił uwagę Jeden z wyrostków - jak się później okazało Piotr R. - miał przytrzymać policjanta, drugi - Mateusz N. - zadał mu kilka ciosów nożem. Mimo reanimacji, policjanta nie udało się uratować. Kilka minut po zdarzeniu policja zatrzymała Mateusza N., który zadawał ciosy, kilka godzin później jego kompana Piotra R. Grozi im do 25 lat więzienia, ponieważ w chwili zbrodni byli jeszcze niepełnoletni. "Nie chciałem zabić tego człowieka" Mateusz N. przyznał się w środę przed sądem do winy. - Nie chciałem zabić tego człowieka - mówił, odpowiadając na pytania. Oskarżony potwierdził, że nosił przy sobie nóż kuchenny, bo miał "pewne problemy" i - jak mówił - żeby "w razie czego się obronić". Dodał, że zadał trzy ciosy nożem. Wcześniej, w składanych w śledztwie i odczytanych zeznaniach mówił, że nie chciał zrobić ofierze krzywdy, tylko uciec, a zadawane ciosy miały być jego zdaniem "lekkie". Jak utrzymuje, nie wiedział, że ofiara jest policjantem. "Do udziału w zabójstwie się nie przyznaję" - Przyznaję się do tego, że brałem udział w tym zdarzeniu, przyznaję się do tego, że odciągałem pokrzywdzonego, gdy pokrzywdzony obezwładnił Mateusza, nie przyznaję się do udziału w zabójstwie - powiedział z kolei Piotr R. Dodał, że nie wiedział, że jego kolega ma nóż. - Nie wiedziałem, że to tak się skończy, chciałem tylko pomóc Mateuszowi uwolnić się - zaznaczył. Sąd przesłuchał w środę kilku świadków - pasażerów i przechodniów oraz funkcjonariuszy policji i straży miejskiej. Sędzia i strony zadawały świadkom szczegółowe pytania na temat przebiegu zdarzenia. Jeden z przechodniów, który wówczas wezwał policję i pogotowie, potwierdził, że widział jak jedna osoba trzymała policjanta od tyłu, a druga zadawała mu ciosy stojąc. Potem sprawcy uciekli. Świadek: Zdarzenie było drastyczne - Pokrzywdzony upadł na chodnik; powiedziałem, żeby się nie podnosił, bo karetka została już wezwana - mówił świadek. Inny świadek zapamiętał z kolei, że jedna z osób leżała na chodniku i była bita przez innego mężczyznę, który miał potem uciec. - Starałem się wymazać to zdarzenie z pamięci, bo było ono drastyczne - zaznawał motorniczy tramwaju. Jak dodał, po całym zdarzeniu sprawcy rozeszli się. - Oni się rozmyli, wmieszali się w tłum idąc spacerkiem, nigdy nie przypuszczałem, że zobaczę coś takiego na żywo w środku dnia - mówił świadek. "Policjant przed tragedią pokazał legitymację" Według świadków, policjant przed tragedią pokazał swoją legitymację, nie wiadomo jednak, czy oskarżeni ją widzieli. Zeznający różnie określali liczbę ciosów nożem, które otrzymała ofiara - zaznaczali, że było ich kilka. Niektórzy świadkowie wskazywali, że policjantowi udało się już obezwładnić jednego ze sprawców i wtedy został przytrzymany z tyłu przez drugiego. Obrońca Piotra R., mec. Radosław Baszuk powiedział dziennikarzom, że to co najistotniejsze w tym procesie już się wydarzyło. - Wszystkie złożone zeznania, w niczym nie uchybiając najlepszym intencjom świadków, różnią się w niuansach od siebie, a to niuanse będą decydujące dla mającego zapaść wyroku - powiedział Baszuk. Osierocił dwie córki Z kolei pełnomocnik rodziny pokrzywdzonego mec. Leszek Ciochoń powiedział dziennikarzom, że ma nadzieję, iż sprawa "zakończy się zgodnie z oczekiwaniami oskarżenia". Rozprawę obserwowała licznie zgromadzona publiczność, w tym kilkudziesięciu przedstawicieli mediów. Struj służył w policji 15 lat. Pracował w wydziale wywiadowczo-patrolowym stołecznej komendy. Osierocił dwie córki. W dniu, w którym został zamordowany, był na urlopie. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Zasługi za Dzielność. Został też awansowany na stopień podkomisarza. Jednym ze skutków tragedii było zaostrzenie odpowiedzialności karnej za atak na policjantów podczas służby. Niedawno prezydent Bronisław Komorowski podpisał nowelizację wzmacniającą ochronę prawną funkcjonariuszy oraz osób, które nie będąc nimi, występują w obronie prawa, reagując na zachowania przestępcze.