Oskarżona właścicielka tej placówki Barbara K. nie stawiła się w sądzie. W związku z jej nieusprawiedliwioną nieobecnością sędzia Iwona Wiraszka zdecydowała o rozpoczęciu procesu bez udziału oskarżonej. Placówka działała nielegalnie od marca 2008 roku do kwietnia 2009, kiedy wojewoda mazowiecki zakazał prowadzenia tego typu działalności. O fatalnych warunkach i braku opieki nad pensjonariuszami zawiadomiła organa ścigania córka starszego małżeństwa przebywającego w placówce. Według prokuratury w domu opieki stwierdzono liczne zaniedbania higieniczno-sanitarne w opiece nad pensjonariuszami, niewłaściwe przechowywanie produktów spożywczych, niewłaściwe warunki prania bielizny, zaniżanie jakości i ilości jedzenia, niezachowanie warunków higieniczno-sanitarnych przy produkcji potraw, brak pomieszczeń przystosowanych dla osób niepełnosprawnych, brak dróg ewakuacyjnych. Fakt ten potwierdziła na rozprawie pracownica Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Radomiu, która przeprowadziła kontrolę w domu opieki. - Na miejscu zastałyśmy m.in. brudne urządzenia chłodnicze, środki spożywcze składowane były na podłodze, słoiki z resztkami żywności były przechowywane w szafce z odzieżą i butami - powiedziała. Prokuratura zarzuciła także Barbarze K., że od maja do grudnia 2008 roku znęcała się fizycznie nad trzema schorowanymi pensjonariuszami placówki. Według prokuratury kobieta biła ich rękoma po ciele, szarpała za ubranie i włosy. Małgorzata F., która zawiadomiła policję o zaniedbaniach w domu opieki, potwierdziła w sądzie, że podczas niespodziewanej wizyty zastała rodziców bardzo brudnych i głodnych. - W domu panował straszny smród, rodzice byli brudni, zapuszczeni, w nie swoich, za małych ubraniach. Ich odzież, jak również rzeczy osobiste, gdzieś poginęły - stwierdziła kobieta. Według niej ojciec żalił się, że właścicielka domu bije go i szarpie. Miesięczny pobyt jednej osoby w placówce kosztował 1500 zł. Dodatkowo trzeba było dopłacać za leki dla chorych pensjonariuszy. Opiekę nad kilkunastoma podopiecznymi sprawowała właścicielka i jej córka oraz pielęgniarka w ramach wolontariatu. Z odczytanych przez sąd zeznań, złożonych przez Barbarę K. na komisariacie policji wynika, iż nie przyznaje się ona do winy. Według niej przedstawione jej zarzuty to "stek bzdur". Właścicielce domu grozi do pięciu lat pozbawienia wolności.