Dzisiaj generał poprosił sąd o przydzielenie obrońców z urzędu. Wyznaczenie nowego obrońcy i zapoznanie się przez niego z dwustoma tomami akt może trwać miesiącami. W ten sposób proces znów zostałby opóźniony. Jednak sąd zobowiązał dotychczasowych obrońców generała do pełnienia swoich obowiązków do czasu gdy sprawą zajmie się wyznaczony przez sąd adwokat. 78-letni Wojciech Jaruzelski (ówczesny szef MON), Stanisław Kociołek (wicepremier PRL), oraz oficerowie Wojska Polskiego oskarżeni są o przyczynienie się do tragicznego przebiegu wydarzeń na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Prokuratura zarzuca im odpowiedzialność za śmierć 44 osób. Teoretycznie grozi im nawet dożywocie. Wszyscy odpowiadają z wolnej stopy. Obrona argumentowała, że nie można prowadzić sprawy, bo w akcie oskarżenia jest mowa tylko o sprawstwie kierowniczym, nie ma natomiast informacji o bezpośrednich sprawcach tragedii. Przeciwny zwrotowi sprawy do śledztwa był dzisiaj prokurator, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych (rodzin zabitych) oraz przedstawiciele społeczni z NSZZ "Solidarność". Natomiast jeden z adwokatów generała, mecenas Witold Rozwens stwierdził przed sądem, że "sprawa nie zakończy się przed końcem mojej aktywności zawodowej." Swoją decyzję Rozwens argumentował także tym, że stał się "przedmiotem nagonki mediów". W grudniu 1970 roku, podczas tłumienia przez milicję i wojsko robotniczych protestów przeciw drastycznym podwyżkom cen, zginęły co najmniej 44 osoby. Decyzję o użyciu broni wydał nieżyjący już szef PZPR Władysław Gomułka. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 roku.