Zbrodnia dokonana w lutym zeszłego roku na warszawskiej Ochocie budzi zainteresowanie prawników, ponieważ nie jest znany jej motyw. Zastanowienie śledczych wzbudza także napis wykonany krwią ofiary nad jej łóżkiem, którego znaczenie nie zostało odkryte w śledztwie, a także to, że sprawca przez kilka dni po uduszeniu kobiety przebywał w domu z jej ciałem i - jak twierdzi - nie wie, co się z nim wtedy działo, bo podjął próbę samobójczą. Biegli uznali, że w chwili czynu mężczyzna był poczytalny. Światło na sprawę może rzucić pamiętnik ofiary, którego istnienie wyszło na jaw w poniedziałek w sądzie. Kobieta pisała w nim o powodach ich kłótni i sprawach, do których mężczyzna przyznał się jej kilka miesięcy przed zbrodnią. 42-letni dziś Robert K. 2 lutego zeszłego roku miał urodziny. Jak twierdzi, koledzy z którymi parał się remontowaniem mieszkań, zaprosili go na "urodzinową wódkę". Z tego powodu spóźniony wrócił do domu, gdzie czekała jego partnerka - trzydziestokilkuletnia Anna S., której obiecał, że razem spędzą ten wieczór. "Udusiłem ją chyba przewodem" - Gdy wróciłem, nie miała pretensji. Było wszystko normalnie - cisza, spokój. Nie kłóciliśmy się, nie było powodu - zapewniał w poniedziałek podsądny. Jak twierdził, Anna złożyła mu życzenia, potem uprawiali seks. - Później usnąłem i dalej pamiętam tylko przebłyski, fragmenty. Udusiłem ją chyba przewodem od odkurzacza. Nic więcej z tej nocy nie pamiętam - powiedział. - Pamięta pan wszystko, co było przed uduszeniem, ale tego, jak pan dusił - już pan nie pamięta - zauważyła sędzia Izabela Szumniak. Robert K. twierdził, że gdy obudził się następnego dnia rano, był zdziwiony, że Anna jeszcze nie poszła do pracy na giełdę kwiatową. "Zobaczyłem, że leży martwa w łóżku" - Zobaczyłem, że leży martwa w łóżku. Nie wiedziałem, czy to, że ją dusiłem było faktem czy mi się śniło. Wpadłem w panikę. Wziąłem alkohol jaki był w domu i cały wypiłem. Zażyłem dużą ilość leków - wszystko co było w domu. Położyłem się do wanny i podciąłem sobie żyły. Jeszcze wbiłem sobie nóż w brzuch - mówił oskarżony. Jak wynika z akt sprawy, gdy do mieszkania wkroczyła policja, zobaczyła wypisany pokrwawionymi dłońmi nad łóżkiem napis "Aniu to dla ciebie". Uduszona ofiara, u której stwierdzono też dokonane nieustalonym narzędziem obrażenia, leżała na łóżku. Obok w kucki siedział Robert K. W poniedziałek przyznał on w sądzie, że nadużywał alkoholu i brał amfetaminę - także tego dnia. - Ani nie przeszkadzało, gdy piłem. Mówiła nawet, że po alkoholu jestem bardziej zabawny - twierdził. Nie potrafił wyjaśnić ani tego, skąd wzięły się obrażenia na ciele kobiety, której - jak twierdził - nigdy nie uderzył, ani pochodzenia napisu na ścianie. "Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego ją udusiłem" - Między mną a Anią zawsze było wszystko OK. Związek z nią traktowałem jako najlepszą rzecz, którą miałem - mówił Robert K. - To czemu pan ją udusił? - zapytała sędzia. - Nie mam zielonego pojęcia - odparł. To samo pytanie zadała oskarżonemu w poniedziałek matka ofiary, oskarżycielka posiłkowa w procesie. - Jest mi naprawdę bardzo przykro za to, co się stało - mówił mężczyzna. Z zeznań matki wyłonił się inny obraz związku Roberta K. z jej córką. Kobieta zeznała, że ma pamiętnik Anny S., która pisała o Robercie. Pełnomocnik matki, mec. Michał Krysztofowicz, zobowiązał się przedłożyć ten pamiętnik do akt sądowych. Dowodem w sprawie pamiętnik zabitej kobiety Zapisy w pamiętniku kończą się na listopadzie 2011 r. - Ania pisze, że straciła zaufanie do Roberta, że ją okłamuje, że przychodzi pijany, nie pomagał, nie sprzątał. Chodziło też o pieniądze, które wydawał na hazard, na automaty. Liczyła, że z jej pomocą on się zmieni, ale się zawiodła. Napisała tam takie zdanie: "Robert już nigdy się nie zmieni" - mówiła matka. W aktach sprawy jest opinia biegłych psychiatrów, z której wynika, że w chwili zabójstwa Robert K. był poczytalny. Biegli będą prawdopodobnie zeznawać w sądzie na którejś z kolejnych rozpraw. Na marzec zaplanowano jeszcze dwie. Być może wtedy proces dobiegnie końca.