Sprawa dotyczy wydarzeń ze stycznia 1999 roku. W mieszkaniu w centrum Warszawy przy ul. Nowogrodzkiej policja znalazła zmasakrowane zwłoki 17-latka Dariusza M. O sprawie policjanci dowiedzieli się od 21-letniego Tomasza J., któremu ci sami sprawcy nadcięli uszy, okaleczyli twarz i wycięli na plecach niecenzuralne słowo. W szpitalu lekarze założyli mu 228 szwów. Prokuratura oraz rodzina ofiary odwoływały się od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie z 2006 r., który wymierzył Mariuszowi C. i Ewie M. kary po 15 lat więzienia, uznając ich za winnych nie zabójstwa - jak chciała prokuratura - lecz tylko pobicia ze skutkiem śmiertelnym. W 2001 r. ten sam sąd skazał ich wprawdzie na kary dożywocia za zabójstwo, ale tamten wyrok uchylono. Sąd Apelacyjny obniżył w czwartek karę wymierzoną Ewie M. z 15 na 13 lat więzienia. W uzasadnieniu swojego orzeczenia sąd podkreślił m.in., że apelacja nie zasługuje na uwzględnienie, gdyż prokuratura i oskarżyciel posiłkowy dokonali analizy materiału dowodowego subiektywnie i emocjonalnie. SA przyznał także, iż analiza materiału dowodowego, którą przeprowadził warszawski Sąd Okręgowy, jest logiczna i obiektywna. SA zaznaczył jednocześnie, że czyny popełnione przez skazanych są "bardzo bulwersujące". "Mimo to nie można się kierować emocjami, tylko trzeba oceniać materiał dowodowy" - oświadczył sąd. Podkreślił też, że SO prawidłowo ustalił, że chociaż C. i M. brutalnie znęcali się na swoimi ofiarami, to nie wykazano, by chcieli je zabić. Ponadto bezpośrednim powodem śmierci 17-latka było przedawkowanie narkotyków. Jak stwierdził sąd, nie ma dowodów, że skazani w pierwszej instancji zdawali sobie sprawę, że dawka, którą mu podali, może być śmiertelna. SA odnosząc się do obniżenia kary wymierzonej Ewie M. podkreślił, że pomimo iż była ona obecna podczas zdarzeń i w pełni je akceptowała, a nawet wskazywała, jakie tortury wymierzyć ofiarom, to nie uczestniczyła bezpośrednio w znęcaniu. Dlatego - jak zaznaczył sąd - należało zróżnicować kary. W 2001 r. sąd skazał Mariusza C. i Ewę M. na dożywocie, uznając, że mężczyzna będzie mógł ubiegać się o zwolnienie warunkowe po 40 latach, a kobieta - po 35. Na 10 i 8 lat więzienia skazano dwóch pozostałych oskarżonych. Jeden z nich popełnił w areszcie samobójstwo, natomiast w sprawie drugiego prokuratura nie składała apelacji. Sąd relacjonował wtedy swe ustalenia, co zaszło w mieszkaniu przy ul. Nowogrodzkiej, gdzie przez dwa dni pastwiono się nad młodymi mężczyznami. Oprawcy bili ich pałkami i kulą bilardową, łamali kombinerkami palce, przypalali papierosami, wsypywali do ran kwasek cytrynowy, zmuszali do jedzenia kału, picia moczu, szczekania itp. Dariusz M. umarł po tym, jak Ewa M. wstrzyknęła mu śmiertelną dawkę mieszanki narkotyków. Jego kolega Tomasz J. przeżył, choć oszpecono go na całe życie. Sąd uznał, że motywem działania sprawców była chęć odzyskania skradzionych wcześniej z mieszkania narkotyków, o co oskarżeni podejrzewali swe ofiary. Później okazało się, że zrobiła to kaleka właścicielka mieszkania Małgorzata G., którą Mariusz C. wraz z Sebastianem B. (popełnił w areszcie samobójstwo) zabili w lesie. Sąd podkreślił, że nie doszło do zgwałcenia Ewy M., co miało być - według oskarżonych - motywem zbrodni. Na ścianie w mieszkaniu był bowiem napis: "Za gwałt na kobiecie w ciąży mojej".