Bilans zamieszek, do jakich doszło w maju zeszłego roku po meczu Legii Warszawa z Wisłą Kraków, był porażający - zdewastowana Starówka, obrabowane sklepy, zniszczone autobusy. Zatrzymano około dwustu osób, stu zadymiarzom postawiono zarzuty, kilkudziesięciu trafiło do aresztu. Tymczasem po 14 miesiącach od tamtych wydarzeń wyroki skazujące usłyszało zaledwie... 15 osób. Wszystkie kary to wyroki w zawieszeniu. - Wyrok musi być szybki, inaczej nie odstraszy naśladowców - komentuje kryminolog Brunon Hołyst. Policja się uwinęła Atmosfera po meczu była gorąca, a chuligani nie przebierali w środkach: wyrywali kostkę brukową i rzucali nią w stronę policjantów. Cud, że nikt nie został poważnie ranny. - Zero tolerancji, czas na twarde egzekwowanie prawa - zapowiadał na specjalnie zwołanej po rozruchach konferencji minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Początek był dobry. Policjanci wyłapali zadymiarzy, a prokuratorzy szybko ich oskarżyli. Trzy warszawskie rejonówki - na Mokotowie, w Śródmieściu oraz na Żoliborzu - miały gotowe akty oskarżenia już w lipcu. - 13 osób oskarżyliśmy o czynną napaść na policjantów oraz udział w zbiegowisku publicznym, jedną o znieważenie policjanta - mówi Ryszard Rogatko, wiceszef Prokuratury Rejonowej Warszawa-Żoliborz. Prokuratura na Mokotowie oskarżyła 29 zadymiarzy, w Śródmieściu - 22. W sumie o przestępstwa oskarżono 65 osób. Wydawało się, że chuligani szybko dostaną nauczkę i usłyszą surowe wyroki. Bez zakazu Tak się jednak nie stało. Jak ustaliło ŻW, sądy skazały do tej pory tylko 15 osób, i to na kary w zawieszeniu. - Wobec naszych oskarżonych zapadło do tej pory 10 wyroków. Najsurowszy to dwa lata więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Nie orzeczono zakazu wstępu na stadiony - mówi prokurator Jerzy Lewczuk, wiceszef Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów. Grażyna Zawadka