Policjanci nie kryją, że wzrost kradzieży ma związek z kryzysem. Stąd pewnie desperackie próby zdobycia pieniędzy i samotne skoki na banki. O tym, że na napady nie decydują się teraz duże grupy przestępcze, ale pojedyncze osoby świadczy fakt, że łupem złodziei padają głównie małe oddziały banków, a nie centrale, gdzie pieniędzy jest najwięcej. Bandyci wybierają niewielkie placówki, bo tam częściej też zawodzi technika i słabe zabezpieczenia. - Bardzo często był problem po odtworzeniu zapisu z kamery, czy mamy do czynienia z mężczyzną czy kobietą - przyznaje w rozmowie z dziennikarką RMF FM rzecznik Komendy Głównej, Mariusz Sokołowski. Między innymi dlatego też złapanie złodzieja nie jest rzeczą prostą. W ciągu ostatnich dwóch lat w ręce policji wpadło 40 procent rabusiów. Bywa jednak tak, że jeden złodziej ma na swoim koncie więcej niż jeden napad. Jeśli łapie się jakiegoś człowieka albo grupę przypisuje się im kilka lub nawet kilkanaście napadów - tłumaczy Sokołowski. A jest co przypisywać - w tym roku z napadem na bank mamy do czynienia średnio co cztery dni. Słuchaj Faktów RMF.FM Czytaj także: Napad na bank w Warszawie Śląskie: Policyjna obława na bandytów