- Na razie nie znamy przyczyny pożaru. Rozpatrujemy różne hipotezy. Oględziny na miejscu trwały dwa dni; za ok. miesiąca powinna być gotowa opinia biegłego z zakresu pożarnictwa, który brał w nich udział - powiedział rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Dariusz Ślepokura. Śledztwo w tej sprawie prowadzi prokuratura z Piaseczna. Przesłuchano już m.in. przedstawiciela firmy, do której należy budynek; wycenił on straty na ok. 10 mln zł. Według niego zniszczone zostały 34 boksy. Jak podkreślił Ślepokura, z dotychczasowych zeznań świadków nie wynika jednak, by do pożaru mogło dojść z powodu podpalenia. Strażacy dostali zgłoszenie o pożarze hali w niedzielę po godz. 5 rano. Ogień objął ok. 5 tys. metrów kwadratowych obiektu, którego łączna powierzchnia to 10 tys. m kw. Ostatecznie spaliło się 2,5 tys. metrów kwadratowych. W sumie 105 strażaków gasiło pożar przez prawie 16 godzin. Jeszcze w poniedziałek strażacy przeszukiwali i zabezpieczali pogorzelisko. W hali były głównie tekstylia, ale też sprzęt AGD. Udało się ocalić jej drugą część, oddzieloną od pierwszej drzwiami przeciwpożarowymi. To kolejny pożar hali w Wólce Kosowskiej w ostatnich latach. Do pożarów doszło tam już w 2009 (22 sierpnia) i w 2011 roku (10 maja), ale w innych budynkach. W sierpniu 2009 r. z ogniem przez 17 godzin walczyły 42 jednostki straży pożarnej. Spłonęło ok. 100 boksów, a straty sięgnęły milionów zł. Podczas pożaru nikt nie został poszkodowany. W maju 2011 pożar zajął 10 tys. metrów kwadratowych. Z ogniem walczyły wówczas przez wiele godzin 34 jednostki straży pożarnej z Warszawy i okolicznych powiatów. Śledztwa w sprawie obu pożarów prowadziła prokuratura w Piasecznie. Oba zostały umorzone z powodu braku wyczerpania znamion przestępstwa. Według biegłych przyczyną pożarów było zwarcie instalacji elektrycznej.