60-letni Widacki (Demokratyczne Koło Poselskie) - profesor prawa i znany adwokat z Krakowa, w latach 90. wiceszef MSW i ambasador RP na Litwie - został latem 2007 r. oskarżony przez białostocką prokuraturę o nakłanianie świadków do fałszywych zeznań i utrudnianie postępowania karnego - za co grozi do pięciu lat więzienia. Zarzucono mu, że miał nakłaniać świadka Sławomira R. (32-letniego recydywistę, który odsiaduje karę 25 lat m.in. za zabójstwo) do nieprawdziwych zeznań, korzystnych dla bronionego przez Widackiego szefa gangu pruszkowskiego Mirosława D., ps. Malizna. To właśnie R. powiadomił w kwietniu 2005 r. o domniemanym przestępstwie Widackiego wiceszefa sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen posła PiS Zbigniewa Wassermanna. Inny zarzut wobec Widackiego to rzekome naciski na lobbystę Marka Dochnala, by przed komisją ds. PKN Orlen nie oczerniał Jana Kulczyka, którego Widacki był pełnomocnikiem. Trzeci zarzut dotyczy przekazywania grypsów przez Widackiego. - Akt oskarżenia opiera się na wyjaśnieniach i zeznaniach osób znajdujących się w wyłącznej dyspozycji ówczesnych organów ścigania, skazanych na wieloletnie kary więzienia - oświadczył Widacki. Prosi on dziennikarzy, by w relacjach z procesu podawali jego pełne nazwisko. - Mam nadzieję, że jawny proces przed niezawisłym sądem nie tylko potwierdzi fałszywość zarzutów, na których opiera się oskarżenie, ale pokaże przy okazji patologiczny mechanizm funkcjonowania organów ścigania w czasach tzw. IV RP - dodał poseł. Przypominał, że jeden z oskarżających go kryminalistów informował później dziennikarzy, że "do składania obciążających zeznań był nakłaniany przez funkcjonariuszy państwowych wysokiego szczebla". Media pisały, że Sławomir R. "był często odwiedzany" w areszcie przez wiceprokuratora generalnego w rządzie PiS Jerzego Engelkinga (klub LiD zawiadomił prokuraturę o przestępstwie podżegania R. przez funkcjonariuszy publicznych do fałszywych zeznań przeciwko Widackiemu). Widacki podkreśla, że świadkami oskarżenia są m.in. Wassermann - według posła - "kontaktujący obciążającego mnie później swymi zeznaniami kryminalistę z ówczesnym adwokatem Marka Dochnala" oraz dziennikarka Dorota Kania, "która z tymże kryminalistą miała niejasny kontakt (weszła do aresztu, bez odnotowania faktu tego w dokumentacji aresztu)". Sama Kania mówi, że nie rozumie, dlaczego w dokumentacji aresztu wpisano w związku z jej wizytą słowo "adwokat", bo wchodząc do aresztu pokazała legitymację prasową. Akt oskarżenia wobec w sumie sześciu osób trafił najpierw do sądu w Białymstoku, a w końcu do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. Prokuratura wnosi o przesłuchanie jako świadków m.in. Wassermanna, Dochnala, Kulczyka oraz świadka koronnego ze sprawy zabójstwa szefa gangu pruszkowskiego Andrzeja Kolikowskiego, pseud. Pershing. Początkowo sprawę miała prowadzić sędzia Barbara Piwnik, minister sprawiedliwości w rządzie Leszka Millera, ale latem tego roku nastąpiła zmiana sędziego - z powodu "znacznego obciążenia sędzi Piwnik, nie gwarantującego szybkiego rozpoczęcia procesu". W kwietniu tego roku sąd pod przewodnictwem sędzi Piwnik -wobec braków materiału dowodowego - zwrócił akt oskarżenia prokuraturze. Sąd uznał za słuszne wnioski obrony, która zwracała uwagę, że materiał dowodowy jest niepełny. W czerwcu Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił tę decyzję. Uwzględniając zażalenie prokuratury, SA uznał, że braki nie są na tyle istotne, by zwracać sprawę do śledztwa, bo sąd może w toku procesu sam uzupełnić materiał dowodowy. "Rzeczpospolita" podawała, że prokuratorzy mogą wnosić o odsunięcie Piwnik od sprawy (ostatecznie takiego wniosku nie było - red.). O tym, że tak powinno się stać, mówił b. minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, według którego pojawia się tu "problem braku obiektywizmu i podejrzenia stronniczości". Krytycznie o Piwnik wypowiadał się też prezes PiS Jarosław Kaczyński". Związki tej pani ze światem przestępczym to jest taka dość powszechna wiedza, przynajmniej w Warszawie, od początku lat 90. - mówił. Widacki - poseł od jesieni 2007 r. - był członkiem sejmowej komisji śledczej, która bada rzekome naciski na służby specjalne za rządów PiS. Przeciw temu wyborowi był klub PiS, który powoływał się na akt oskarżenia Widackiego. PiS zbojkotowało głosowanie nad składem komisji, a potem żądało wyłączenia go z komisji. W czerwcu Widacki sam zrezygnował - uznał, że miejsce w komisji należy się klubowi Lewicy (Widacki wszedł do niej z ramienia LiD; po jego rozpadzie przeszedł do DKP). We wrześniu tego roku IPN potwierdził, że bada prawdziwość oświadczenia lustracyjnego Widackiego. Według mediów, chodzi o rzekome zatajenie przez niego faktu, że w 1980 r. miał być zatrudniony na pół etatu w Wyższej Szkole Oficerskiej MSW w Legionowie - w oświadczeniu napisał zaś, że prowadził tam seminarium doktoranckie jako "zewnętrzny ekspert". Poseł zapewnia, że nie był pracownikiem etatowym. Widacki w 1980 r. wstąpił do "Solidarności"; należał do PZPR, z której wystąpił po wprowadzeniu stanu wojennego. Praktykę adwokacką prowadzi od 1996 r. Bronił m.in. oskarżonego o zabójstwa mężczyznę o pseudonimie "Inkasent" (ta głośna sprawa skończyła się uniewinnieniem), a także funkcjonariuszy SB oskarżonych o utrudnianie śledztwa w sprawie zabójstwa Stanisława Pyjasa (tu zapadły wyroki skazujące); był też pełnomocnikiem szefa Optimusa Romana Kluski.