Taki jest wyrok częściowy w toczącym się już kilkanaście lat procesie o cały księgozbiór z wilanowskiego pałacu, jaki Muzeum Narodowemu oraz jego oddziałowi w Wilanowie wytoczył Adam Rybiński. Jest on w jednej dziewiątej części spadkobiercą hrabiego Adama Branickiego - zmarłego w 1947 r. ostatniego przedwojennego właściciela Wilanowa, który został znacjonalizowany w 1944 r. Proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. W latach 30. Branicki podarował państwu polskiemu zgromadzony w pałacu bogaty księgozbiór, zwany Biblioteką Wilanowską. Jej dysponentem uczynił Prezydenta RP, który księgozbiór przekazał Bibliotece Narodowej. Według różnych źródeł liczył kilkadziesiąt tysięcy tomów, w tym osiemnastowiecznych druków, a także rękopisów iluminowanych, ponad dwa tysiące teczek sztychów i rycin. Rybiński w 1999 r. wystąpił do sądu z roszczeniem o wydanie księgozbioru Biblioteki Wilanowskiej. Ten wielki proces, w którym eksperci dokonują m.in. oględzin i wyceny zbioru, potrwa jeszcze co najmniej do przyszłego roku - poinformował sędzia Rafał Wagner. W poniedziałek sąd wydał tzw. wyrok częściowy i rozstrzygnął kwestię, która wyszła na jaw w czasie procesu. Okazało się bowiem, że w 1953 r. kilkanaście rękopisów wyłączono z księgozbioru i Muzeum Narodowe wydało je Benedyktowi Tyszkiewiczowi - ówczesnemu kustoszowi oddziału z Wilanowa. - Wszystko wskazuje na to, że zapomniano o tej części zbioru - aż do tego procesu - podkreślił Wagner. W tej sytuacji Rybiński - po ustaleniu, że nie jest możliwy zwrot tych rękopisów - zmodyfikował żądanie i wystąpił przeciwko Muzeum Narodowemu i muzeum w Wilanowie o odszkodowanie. Żądał 750 tys. zł, czyli całej kwoty wartości rękopisów, jaką wyliczyli biegli. Tyle jednak, według sądu, nie należy się powodowi - zgodnie z częścią należnego spadku sąd zasądził mu jedną dziewiątą tej kwoty plus odsetki liczone od dnia nazajutrz po wyroku, czyli 83 tys. 333 zł i 33 grosze. Pozwane muzea, wnosząc o oddalenie powództwa, twierdziły, że nie można ich pozwać w tej sprawie. Muzeum Narodowe wskazywało na zarządzenie ministra kultury z 1995 r. w którym zapisano, że wierzytelności i zobowiązania powstałe w związku z działalnością MN przechodzą na muzeum pałac w Wilanowie. Z kolei jednostka z Wilanowa podkreślała, że nie miała nic wspólnego z utraceniem rękopisów w latach 50., gdy jeszcze nie istniała jako wyodrębniona struktura i była częścią Muzeum Narodowego. Pozwani twierdzili też, że roszczenia powoda już się przedawniły, a ponadto, że Rybiński jest tylko jednym z kilku spadkobierców z małym udziałem spadkowym. - Roszczeń takich jak to - o odszkodowanie za utracone rękopisy - nie może dotyczyć zarządzenie z 1995 r. Pozew jest zasadny, bo pozwany dopuścił się braku staranności. Jak inaczej ocenić działanie instytucji państwowej, która zgadza się na to, by ktokolwiek - nawet wysoko postawiony urzędnik - zabrał rękopisy i nikt by się o nie nie upomniał przez 50 lat? - mówił Wagner w ustnym uzasadnieniu wyroku. W ocenie sądu, nie ma także mowy o przedawnieniu roszczeń w tej sprawie. - W okresie represyjności systemu prawa w PRL wystąpienie do sądu przez rodzinę Branickich teoretycznie było możliwe. Ale nie istniały instrumenty prawne do dochodzenia roszczeń o charakterze windykacyjnym lub odszkodowawczym - podkreślił sąd. Wyrok nie jest prawomocny i strony procesu mogą się od niego odwołać do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Nie wiadomo, czy tak uczynią - nie było ich w poniedziałek w sądzie.