Braki kadrowe w policji w niektórych miejscowościach sięgają już 30 procent, a jak sypią się zwolnienia lekarskie czy urlopy - nawet 50 procent. Ci, którzy jeszcze pracują, mają w weekendy domowe dyżury telefoniczne. Jeśli zdarzeń w mieście jest dużo, na interwencję jedzie - zamiast dwuosobowego patrolu - tylko jeden policjant. Według danych Komendy Głównej Policji do 1 maja ub. roku z policji odeszło prawie 3,5 tys. ludzi. W tym roku do 1 maja kolejnych prawie 2,5 tys. Według nieoficjalnych szacunków samych policjantów, w tym roku liczba odejść może sięgnąć nawet 7-8 tys. - Sytuacja jest bardzo niepokojąca, a to dopiero początek fali zwolnień. Zarobki marne, warunki pracy też nieciekawe, mówi Antoni Duda, szef NSZZ Policjantów. Policja przyznaje, że ma problemy kadrowe, zwłaszcza w dużych miastach, ale Sławomir Weremiuk z KGP uspokaja: - Nie ma możliwości, by zabrakło policjantów na ulicach. Jak pojawi się problem ze zrobieniem grafików patroli, to ktoś nie pojedzie na szkolenie, na urlop czy w delegację, mówi. Jak zapowiada szef policji Konrad Kornatowski resort zamierza przyjąć do pracy 7 tys. osób. Nabór ma być sprawniejszy niż dotąd, bo kandydaci będą np. mogli poprawiać testy sprawnościowe w miesiąc po negatywnym.