Mieszkający w kawalerce przy ul. Wrzeciono na warszawskim Wawrzyszewie 28-letni informatyk domaga się od policji ponad 200 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia. Pozwana komenda wojewódzka policji z Białegostoku, której funkcjonariusze 5 lutego 2008 roku wkroczyli do mieszkania, przyznaje, że doszło do pomyłki, ale płacić nie chce. W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Warszawie zeznawali ostatni świadkowie, m.in. 31- letnia Monika Sz., policjantka pracująca w sekcji dochodzeniowo-śledczej Centralnego Biura Śledczego, która uczestniczyła w akcji antyterrorystów, oraz sam poszkodowany 28-letni Piotr D. Policjantka zeznała, że gdy pododdział antyterrorystów wchodził do mieszkania, ona czekała przed blokiem, później przesłuchała kobietę, która także znajdowała się w tym mieszkaniu. - Jeden z kolegów zapytał - taki mamy obowiązek - czy ktoś nie potrzebuje pomocy lekarskiej - mówiła. Poszkodowany informatyk zeznał z kolei, że w wyniku akcji policjantów ma problemy ze zdrowiem. - Codziennie po dłuższym siedzeniu odczuwam promieniujący ból, nie mogę też dźwigać, nawet niedużych przedmiotów. Nie mogę też uprawiać sportów. To wszystko utrudnia mi życie - powiedział. Piotr D. zaznaczył, że wydarzenia z lutego 2008 r. także negatywne wpłynęły na jego psychikę. - Unikam patroli policji, boję się policji i pukania do drzwi. Wywołuje to u mnie lęk i przerażenie. Od tamtego zdarzenia nie odważyłem się nikomu obcemu otworzyć drzwi - mówił Piotr D. Również pełnomocniczka powoda mec. Joanna Młot w mowie końcowej zwracała uwagę na stan jego zdrowia. Jej zdaniem nie ma wątpliwości, że to policja popełniła błąd. - Mój klient doznał urazu kręgosłupa. Spośród kilkunastu świadków zeznających w tym procesie nikt nie wykazał, że doszło do tego nie w wyniku działań funkcjonariuszy - powiedziała Młot. Z kolei reprezentujący przed sądem policję prawnicy - Robert Żurawski oraz Janusz Radwański tłumaczyli, że antytterroryści pod wskazanym adresem spodziewali się groźnych przestępców. Przyznali, że przy wskazaniu adresu doszło do "nieszczęśliwego zbiegu okoliczności". - To był oddział specjalny działający w warunkach stresowych. Ci bardzo dobrze wyszkoleni policjanci działali na podstawie odruchów - mówił mec. Radwański. Mec. Żurawski przypomniał, że funkcjonariusze działali na podstawie postanowienia wydanego przez prokuraturę i wniósł o oddalenie powództwa. Sprawą, w ramach Programu Spraw Precedensowych, zajęła się Helsińska Fundacja Praw Człowieka.