Ryszard Siewierski całą sprawę nazywa, choć nie wprost - prowokacją. Mówi, że nie rozumie dlaczego niektórzy przestali mu ufać. - Ja nie mam działek, ja nie mam mieszkania, ja nie mam samochodu, ja nie mam nic i ten honor jest dla mnie ważniejszy niż moje stanowisko. A co ze mnie zrobiono? - pyta. Dobrze jednak na pewno nie jest. Pracę już stracił podlegający Siewierskiemu komendant z Legionowa, po tym, jak okazało się, że wszystkie radiowozy w powiecie jeździły na paliwie tankowanym na stacji jego żony. Istnieją także podejrzenia, że komendant stołeczny umieszczał różne osoby w luksusowo wyposażonych mieszkaniach służbowych policji. Jednak mimo tych wszystkich podejrzeń i już wszczętej kontroli, szef warszawskiej policji nie zamierza ustąpić. - Nie zmierzam podać się do dymisji, ale zawsze mnie można (...) odwołać - mówi Ryszard Siewierski. Według nieoficjalnych informacji reportera RMF, tak właśnie się stanie.