Podkreślił, że najwięcej apeli, bo 10 tysięcy 930, napisali mieszkańcy Zabrza. W Warszawie było to 1811 listów. Maraton rozpoczął się w sobotę w południe i potrwał do godz. 12. w niedzielę. Akcja polega na pisaniu listów w obronie osób uwięzionych za przekonania. Listy te adresowane są do decydentów w krajach, w których łamane są prawa człowieka, np. do premierów, prezydentów, szefów służby więziennej. W tym roku Polacy pisali apele do władz m.in. o uwolnienie blogerów z Azerbejdżanu, Emina Abdullayeva i Adnana Hajizade, skazanych za satyryczny film w internecie. Pisali również listy wsparcia w sprawie emigrantki z Bułgarii, liderki związków zawodowych, Konstantiny Kunevy, która doznała ciężkich obrażeń po tym, jak jakiś mężczyzna oblał jej twarz kwasem siarkowym, gdy wracała z pracy do domu. Makowski podkreślił, że nie ma jeszcze ostatecznego wyniku akcji. - Informacje o liczbie napisanych listów cały czas do nas napływają. W poniedziałek będziemy mogli powiedzieć, ile dokładnie udało się napisać w Polsce tych listów. Czy przekroczyliśmy tą magiczną liczbę 100 tysięcy, czy też nie - powiedział. - Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego wyniku. Jest to zdecydowanie więcej, niż w ubiegłym roku (w 2008 roku udało się napisać 78 tysięcy listów). To pozwala liczyć na większą liczbę dobrych wiadomości, ale też pokazuje, iż Polakom prawa ludzi, którzy często mieszkają na drugiej półkuli, nie są obojętne i chcą w ich obronie występować. Polacy wierzą, że ich list może mieć znaczenie - zaznaczył Makowski. Biorący udział w Maratonie działacz opozycji, współtwórca Komitetu Obrony Robotników, Mirosław Chojecki przypomniał, że sam kiedyś siedział w więzieniu. - Byłem więźniem sumienia Amnesty International. Wówczas ogromna liczba ludzi na świecie w mojej sprawie pisała do władz Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Jestem przekonany, że zostałem wypuszczony z więzienia także m.in. dzięki presji międzynarodowej. Wówczas nie było jeszcze pomysłu na taki Maraton Pisania Listów, ale opinia światowa na pewno pomogła w moim uwolnieniu - podkreślił Chojecki. - Dzisiaj - w dniu rocznicy ogłoszenia stanu wojennego - to, iż Polacy pamiętają o więźniach politycznych na całym świecie jest niezwykle istotne. Ponieważ w okresie stanu wojennego, kiedy było kilkanaście tysięcy więźniów politycznych w Polsce, właściwie żadna rodzina, żaden więzień polityczny nie został pozostawiony sam sobie. Dostawali paczki, listy, pieniądze z całego wolnego świata. Myślę, że najwyższa pora, byśmy ten dług zaciągnięty przed dwudziestu paru laty zaczęli spłacać - zaznaczył Chojecki. Przewodnicząca Rady Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka Halina Bortnowska powiedziała w niedzielę, że pisanie listów jest czynnością "dosyć bezsilną". - Pamiętam, że w stanie wojennym, który dziś wspominamy, prokuratorzy śmiali się z listów, które dostawali z zagranicy w naszej sprawie. Twierdzili, że mogą sobie ludzie pisać listy w Kanadzie, a oni (prokuratorzy) są i tak ważni, więc zrobią to, co sami uważają za słuszne. Jednak jestem przekonana, że uwaga międzynarodowa zwrócona na nasz los wpłynęła na ten los bardzo pozytywnie - podkreśliła. - Ci zapomniani potrzebują zwrócenia na siebie uwagi. Dobrze jest, jeżeli w ich sprawie piszemy listy. W ten sposób mobilizujemy również samych siebie, środowiska do myślenia o tych sprawach - dodała Bortnowska. Zaznaczyła, że takie akcje bywają skutecznie. - Sądzę, że ryzyko nieskuteczności jest niewielkie. Jeżeli jakiś procent listów faktycznie wpłynie na czyjąś sytuację to będzie dobrze. Nam było lżej i czuliśmy się bezpieczni, wiedząc, że ten nacisk międzynarodowy w naszych sprawach jest, że świat o nas pamięta. Nawet jeżeli on nie pomoże tak od razu, z pełnym skutkiem, to dotrze to choćby do rodzin tych ludzi. Takie starania dodają odwagi, żeby przetrwać, żeby się nie załamać, nie popełnić samobójstwa, walczyć o swoje życie, o powrót do rodziny - podkreśliła przewodnicząca Rady Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Halina Bortnowska napisała list do Prezydenta Gwinei Równikowej w sprawie sześciu członków opozycyjnej partii politycznej, którzy zostali skazani za posiadanie broni. Otrzymali oni wyroki od jednego do sześciu lat więzienia po nieuczciwym procesie i po tym, jak byli torturowani w areszcie. "28 lat temu był w Polsce stan wojenny, ja też byłam uwięziona. Dziś szczególnie wczuwam się w los więźniów, a szczególnie tego, który ma chore oko (jak ja). Ci ludzie pozostają w naszej pamięci jako przybrani krewni. Oczekujemy wiadomości, że nasz apel nie pozostał bez echa" - napisała w swoim liście Bortnowska. W Warszawie gościem Maratonu był również dziennikarz TVN24 Grzegorz Miecugow. Napisał on list do Prokuratora Generalnego Federacji Rosyjskiej w imieniu działacza praw człowieka Aleksieja Sokołowa. W swoim liście wezwał do "zapewnienia bezpieczeństwa i szacunku, które należą się każdemu człowiekowi, także temu, który walczy o prawa człowieka". Podczas 10. edycji Maratonu listy można było pisać w około 170 punktach zlokalizowanych w blisko stu miastach w Polsce, m.in. w szkołach, kawiarniach, klubach, na uczelniach oraz w jednym z biur poselskich.