Prezes Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego prof. Janusz Heitzman powiedział, że stale rośnie liczba Polaków cierpiących na zaburzenia psychiczne. Podczas prezentacji poinformował, że liczba osób leczonych z tego powodu zwiększyła się o 131 proc. w latach 1990-2004. Do placówek psychiatrycznych co roku zgłasza się już 1,5 mln chorych. - Spada nasza kondycja psychiczna - podkreślał prezes PTP. Powołał się na badania GUS, z których wynika, że 25 proc. badanych przyznało, że czuje się "wyczerpanych i wykończonych", 28 proc. twierdzi, że jest "zmęczonych", 16 proc. jest "bardzo zdenerwowanych", a 12 proc. odczuwa "smutek i zmęczenie". Narasta również poczucie zagrożenia. Według badań CBOS, które przedstawił Heitzman, aż 85 proc. Polaków ocenia warunki życia w naszym kraju jako szkodliwe dla zdrowia psychicznego. Powodem jest obawa przed bezrobociem (wskazuje na to 77 proc. ankietowanych), kryzys rodziny (47 proc.) i bieda (41 proc.). Z kolei 38 proc. badanych obawia się uzależnienia od alkoholu lub narkotyków. - Nowym zagrożeniem dla naszego zdrowia psychicznego jest praca ponad normę, od 10 do nawet 14 godzin na dobę - zauważył specjalista. Jego zdaniem, wynika to z tego, że boimy się, iż nie sprostamy wymaganiom i oczekiwaniom pracodawcy, a jednocześnie mamy duże poczucie obowiązku, często narzucane przez pracodawcę. Specjalista dodał, że pracodawcy celowo utrzymują pracowników w przekonaniu, iż są mało wydajni i opieszali, a jednocześnie stawiają wymagania, które nie mogą być spełnione. - Skutkiem tego jest rozbicie rodziny, depresja, choroby somatyczne, przedwczesna umieralność oraz ogólnie zła jakość życia psychicznego - wyliczał Heitzman. Niepokojące jest - mówiono podczas debaty - że depresja, podobnie jak inne choroby psychiczne, jest negatywnie postrzegana w naszym społeczeństwie. Chorych psychicznie traktuje się jak ludzi gorszej kategorii. Skutek jest taki, że wiele osób ukrywa swą chorobę i nie chce zgłosić się do specjalisty po pomoc, wśród nich najczęściej są mężczyźni. - Zbyt późne zgłoszenie się do lekarza powoduje, że leczenie depresji jest trudniejsze, na dodatek większe jest ryzyko jej nawrotu - powiedział prof. Łukasz Święcicki z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Dodał, że depresja to ciężka choroba mózgu, który u niektórych chorych może powrócić, szczególnie wtedy, gdy chorzy nie stosują się do zaleceń lekarza, zażywają zbyt małe dawki leków albo przedwcześnie przerywają leczenie. Specjalista podkreślił w rozmowie z dziennikarzem, że leki przeciwdepresyjne nie uzależniają, czego obawiają się niektórzy chorzy. - W każdym razie nie uzależniają tak jak alkohol czy narkotyki lub inne używki - zapewnił Święcicki. Jego zdaniem konieczność ich zażywania można porównać do stosowania insuliny przez chorych na cukrzycę. - Antydepresanty wykorzystywane są od 1956 r. i na ogół są dość dobrze sprawdzone. Nie należy się zatem obawiać poważniejszych skutków ubocznych, choć mogą się one zdarzyć, podobnie jak w przypadku każdego preparatu - przyznał Święcicki. Heitzman podkreślił, że najważniejsze jest, by nie dopuścić do nawrotu depresji. - Chorzy, którzy są właściwie leczeni mogą być tak samo aktywni w życiu prywatnym i zawodowym jak przed chorobą - dodał. Patronat nad debatą społeczną "W związku z depresją..." objęło Polskie Towarzystwo Psychiatryczne oraz Polska Agencja Prasowa.