Z przekazanych przez nią informacji wynika, że rannych zostało 12 funkcjonariuszy, w tym czterech zostało przewiezionych do szpitali. - W tej chwili sprawdzamy, ile zostało poszkodowanych wśród osób cywilnych - powiedziała Gawor. - Na razie nie wiadomo, jaka jest skala zniszczeń. Przedstawiciele policji, Zarządu Dróg Miejskich i Zarząd Transportu Miejskiego to szacują. Sporządzana jest także właściwa dokumentacja - powiedziała Gawor. Policję atakowano kamieniami, petardami, kostką brukową i butelkami. W odpowiedzi funkcjonariusze używali armatek wodnych, pałek i gazu łzawiącego. Agresja napastników kierowała się także wobec mediów: pobito fotoreportera, na pl. Na Rozdrożu podpalono dwa samochody TVN; uszkodzono także wozy Polsatu i Polskiego Radia. Gawor podkreśliła, że w sytuacji, gdy dochodzi do zagrożenia zdrowia lub życia, a także zagrożenia zniszczenia mienia, dowodzący akcją policji wzywa osoby postronne do opuszczenia danego miejsca. - W takiej sytuacji wszystkie osoby powinny zastosować się do apeli i wezwań policjantów - powiedziała. Dyrektor przypomniała, że zgodnie z przepisami decyzję o rozwiązaniu zgromadzenia ogłasza organizator lub wskazany przez niego przewodniczący zgromadzenia. - Policja tylko przypominała, że zgromadzenie zostało rozwiązane - powiedziała Gawor. Do pierwszego incydentu doszło na Nowym Świecie, gdy grupa przedstawicieli organizacji lewicowych wdała się w bójkę z grupą narodowców. Policja zaczęła ich rozdzielać; doszło wtedy do ataku na funkcjonariuszy - zatrzymano około 100 osób. Do kolejnych zatrzymań doszło w związku z zorganizowanym przez środowiska narodowe Marszu Niepodległości. Policja i służby miejskie zabezpieczyły m.in. zapisy z monitoringu miejskiego. Teraz będą one analizowane i m.in. na tej podstawie najbardziej agresywnym uczestnikom demonstracji będą przedstawiane zarzuty.