Z roku na rok warszawskie szpitale tracą na nich coraz więcej - alarmuje w swoim dzisiejszym wydaniu "Życie Warszawy". Do kliniki przy pl. Starynkiewicza trafia rodząca Rumunka. Nie ma przy sobie dokumentów. Lekarze przyjmują poród, pacjentka zostaje skierowana na oddział położniczy. Za kilka godzin jednak z niego znika i nigdy więcej się nie pojawia. Noworodek zostaje w szpitalu. Takie historie łączy jedno: niezapłacone rachunki za leczenie. Żaden z pacjentów, mimo że otrzymał pomoc medyczną, nie wydał ani złotówki za pobyt w szpitalu. Teraz dyrektorzy placówek głowią się, jak odzyskać pieniądze. Interwencje w ambasadach nie pomagają. Placówki radzą sobie za to coraz lepiej z odzyskiwaniem należności za bezdomnych. Ale tylko wtedy, gdy taki pacjent ma dowód osobisty. Wtedy szpital zwraca się do wójtów lub burmistrzów o wydanie decyzji potwierdzającej prawo do świadczeń zdrowotnych. Jeśli jest pozytywna, lecznica dostaje pieniądze. Szefowie lecznic nie chcą już dłużej stać z założonymi rękami i liczyć długi. Szukają wyjścia, przewidując pogorszenie sytuacji - pisze "Życie Warszawy".