Rozprawa odbywa się z wyłączeniem jawności, za zamkniętymi drzwiami - nie wiadomo więc, czy w piątek zostanie odczytany akt oskarżenia i czy formalnie rozpocznie się proces. Simonowi M. grozi do 10 lat więzienia. Pełnomocnik pokrzywdzonych kobiet mec. Roman Giertych powiedział dziennikarzom przed rozprawą, że oskarżenie posiłkowe będzie domagać się dla oskarżonego zmiany kwalifikacji czynu na taki, który bardziej odpowiada zarzutom. - Przy zmianie kwalifikacji czynu na usiłowanie zabójstwa oskarżonemu groziłaby kara dożywotniego więzienia - dodał. Z kolei obrońca oskarżonego mec. Mikołaj Pietrzak powiedział dziennikarzom, że sprawa na pewno nie skończy się szybko, jeśli "mamy co najmniej kilka miesięcy postępowania przed sobą". Podkreślił, że sprawa jest wyjątkowa, a zarzuty są bardzo poważne. Odmówił jednak skomentowania zakładanej linii obrony. Wokół sali, w której odbywa się rozprawa, stworzono odgrodzoną strefę, do której dziennikarze i osoby postronne nie mają wstępu. Na korytarzu sądowym stoi kilkudziesięciu dziennikarzy. O godz. 10.15 na salę wprowadzono oskarżonego Simona M. Simonowi M. postawiono w sumie 13 zarzutów - 11 dotyczy zakażenia kobiet wirusem, jeden - narażenia kobiety na taką chorobę, a jeden - posiadania bez pozwolenia białej broni. Oskarżony przebywa w areszcie od zatrzymania w styczniu 2007 roku. Sam Kameruńczyk po zatrzymaniu twierdził, że nie zdawał sobie sprawy, że jest chory i że w 1999 r. przechodził badania, które nie wykazały, iż jest nosicielem wirusa HIV. Z ustaleń policji wynika jednak, że o chorobie informowały go m.in. zakażone kobiety. Niektóre z nich mówiły, że działał z premedytacją i oskarżał je o rasizm, gdy chciały się zabezpieczać. Simon M. przedstawiał się jako uchodźca polityczny z Kamerunu, poeta, pisarz i dziennikarz. Przyjechał do Polski w 1999 r.