Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych rozpoczął we wtorek rano kolejną pikietę Ministerstwa Zdrowia. Protestujące domagają się interwencji resortu w sprawie pielęgniarek z Podbeskidzia. Szefowa OZZPiP Dorota Gardias powiedziała, że w przypadku braku reakcji resortu zdrowia w środę zarząd związku ma podjąć decyzję o ogólnopolskim proteście. Wiceminister zdrowia Jakub Szulc podkreślił, że resort nie jest pracodawcą i nie ma wpływu na warunki, jakie dyrektorzy szpitali uzgadniają z personelem medycznym. - Właściwe byłoby przystąpienie do rozmów. Jest wola porozumienia ze strony dyrekcji. Chcielibyśmy, aby konflikt został zażegany jak najszybciej, ale do tego potrzebna jest wola obu stron. Na bieżąco monitorujemy sytuację - powiedział dziennikarzom Szulc. Dodał, że ministerstwo jest zaskoczone pikietą, gdyż spotkanie z zarządem OZZPiP było wcześniej zaplanowane. - Ten strajk będzie i są podstawy, że się będzie rozwijał. - Rządzący powinni zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić - podkreśliła Hanna Gutowska z Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych. - My dwa tygodnie temu byłyśmy u pana ministra Boniego i uprzedzałyśmy o tym, iż dalsze bagatelizowanie problemów, postulatów zgłaszanych przez środowisko pielęgniarek i położnych może zaowocować akcją ogólnokrajową. Ogłoszenie strajku i prowadzenie go, to obowiązek organizacji związkowych, ale samorząd zawodowy nie może milczeć - dodała. W ocenie Gutowskiej, brakuje reakcji ze strony osób odpowiedzialnych za system ochrony zdrowia. - To, że rząd odpowiada za politykę zdrowotną państwa, coś znaczy. Nie można przerzucać tylko tej odpowiedzialności na władze lokalne, na dyrektorów szpitali - dodała. Przewodnicząca rady Elżbieta Buczkowska zaapelowała do premiera Donalda Tuska o zajęcie się sprawami i postulatami środowiska pielęgniarskiego, wśród których wymieniła m.in.: wzrost wynagrodzeń adekwatnie do kompetencji, kwalifikacji i rangi wykonywanych czynności, poprawę bezpieczeństwa, warunków i organizacji pracy, dostępność do kształcenia ustawicznego oraz opracowanie i wdrożenie programu motywacyjnego dla kandydatek na pielęgniarki. Jak mówiła Buczkowska, w Polsce jest coraz mniej pielęgniarek, co stanowi zagrożenie dla pacjentów. Podkreśliła, że zgodnie z prognozami pielęgniarek będzie jeszcze mniej, a zapotrzebowanie na opiekę nad chorymi będzie wzrastało, ponieważ społeczeństwo się starzeje. Przewodnicząca samorządu pielęgniarskiego podkreśliła, że powodem małego zainteresowania tym zawodem są: niskie wynagrodzenie i trudne warunki pracy, stanowiące często zagrożenie dla zdrowia. Buczkowska dodała, że w wielu zakładach opieki zdrowotnej - z powodu braku pieniędzy - nie są zachowywane minimalne normy zatrudnienia pielęgniarek i położnych, co przekłada się na nadmierne obciążenie pracą. Z danych, które przedstawiła rada wynika, że Polska zajmuje ostanie miejsce w UE pod względem liczby pielęgniarek na tysiąc mieszkańców. Ten wskaźnik w kraju wynosi 5 podczas, gdy np. w Niemczech 9,6. Przewodnicząca regionu śląskiego OZZPiP Iwona Borchulska poinformowała, że protest trwa obecnie w czterech szpitalach: w dwóch w Bielsku-Białej, w Żywcu i Międzybrodziu. Śląski OZZPiP przekształcił się w komitet strajkowy. To wyraz poparcia dla pielęgniarek protestujących od prawie dwóch tygodni w szpitalach na Podbeskidziu. Udział w proteście bierze kilkaset pielęgniarek, część z nich prowadzi protest głodowy. Przedstawiciele zarządu woj. śląskiego zaznaczali, że płace w placówkach objętych protestem nie odbiegają od płac w innych szpitalach należących do samorządu. Decyzję o rozpoczęciu akcji uznali za zaskakującą. Władze regionu uważają, że protest pielęgniarek narusza przepisy ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Pielęgniarki odpowiadają, że mają opinię prawną o legalności strajku.