Niestety, dowód to bardzo nietrwały, o czym przekonał się czytelnik gazety, który próbował zareklamować kurtkę, w której po siedmiu miesiącach rozerwał się szew. Kurtka miała dwa lata gwarancji. - Ale gdy znalazłem w domu paragon, okazało się, że pozostała po nim tylko biała kartka. Nie miałem dowodu zakupu i musiałem iść do krawca. Zapłaciłem 35 zł - irytuje się mężczyzna. Czy sprzedawca powinien informować klienta o kłopotach z paragonem? Obowiązujące w Polsce przepisy w ogóle o tym nie mówią. A tymczasem tusz na paragonie, specjalny, termoczuły papier, bledną nawet już po kilku tygodniach. Aby tak się nie stało, należy go przechowywać w określonych warunkach, m.in. w lodówce. - Najprostsza metoda to kserowanie paragonu albo żądanie od sprzedawcy pisemnego potwierdzenia zawarcia umowy - mówi Dorota Ulikowska, prawnik, autorka książek dotyczących praw konsumentów. - Takie potwierdzenie sprzedaży przypomina zwykłą fakturę, ale równie dobrze może to być zwykłe oświadczenie od sprzedawcy z numerem towaru, jaki się kupiło, z datą i podpisem sprzedawcy - dodaje. Według prawniczki, nawet bez paragonu można w sklepie reklamować wadliwy towar. - W ustawie konsumenckiej nie określono precyzyjnie, co jest dowodem zakupu. To nie zawsze musi być paragon. Do reklamacji może wystarczyć np. świadek, z którym robiliśmy zakupy - mówi Ulikowska. Więcej na ten temat w czwartkowym wydaniu "Metra". Reklamacja bez paragonu - czy to możliwe? FB.init("baac9ef38ccd29fc91ce2d9d05b4783b");