Uzyskanie takiego zaświadczenia to droga przez mękę, bo kolejki do lekarzy specjalistów są gigantyczne. Ewa Majewska - córka bardzo schorowanych rodziców, którzy musieli zmienić terapię - obdzwoniła wszystkie poradnie diabetologiczne w okolicy. - Wszędzie dostępne są terminy na maj, kwiecień, koniec kwietnia. "Proszę ponowić telefon, może ktoś zrezygnuje, jak będzie miejsce wolne, to panią przyjmiemy". Porażka. Tak samo jest z endokrynologami i neurologami - opowiada reporterce radia RMF FM. Szturm na gabinety lekarskie Pacjenci na własną rękę szturmują więc gabinety lekarskie z prośbą o przyjęcie ich w drodze wyjątku. Ale nawet jeśli to się uda, bo specjalista wykaże dobrą wolę, to nie koniec kłopotów. Wypisane zaświadczenia często nie są bowiem honorowane przez lekarzy rodzinnych. Zdezorientowani chorzy biegają więc od jednych drzwi do drugich. Ewa Majewska dodaje, że jej rodzice mają szczęście, bo ich córka na tydzień porzuciła pracę, by... przesiadywać w przychodniach. O ustawie mówi krótko: "Dla mnie to jest eutanazja w biały dzień". Czy wcześniejsze ogłoszenie nowej listy leków refundowanych zmieniłoby sytuację? Pacjenci twierdzą, że tak - rząd upiera się, że nie. Do diabetologa - najwcześniej za pół roku O czas oczekiwania na wizytę u diabetologa reporter radia RMF FM pytał w 50 warszawskich przychodniach. W najlepszym przypadku to... pół roku. Stołeczny kolejkowy rekord padł na Ursynowie. Tam najbliższy wolny termin wizyty przypada na - uwaga! - początek października. - Proponowałabym panu, żeby pan jednak w innych poradniach poszukał - usłyszał reporter radia RMF FM w rejestracji. Poszukał - faktycznie jest lepiej. Na Pradze Południe, Żoliborzu, Mokotowie i w Śródmieściu do specjalisty można dostać się nie za 10 miesięcy, a za pół roku. A to nie koniec złych wiadomości. Niemal połowa warszawskich przychodni nie przyjmuje już zapisów. Do diabetologa będzie można zarejestrować się najwcześniej na początku czerwca.