Likwidacja szkół już nie wystarczy, aby gminy spięły budżety. Idą dalej. Zamiast stołówek wprowadzają katering, zamiast stróżów - kamery. Samorządy tną dodatki, redukują liczbę sekretariatów, sprawdzają skrupulatnie prawo nauczycieli do urlopu zdrowotnego. Powodem cięć jest mniejsza liczba uczniów, kryzys, niska subwencja z budżetu i Karta nauczyciela, która sztywno reguluje przywileje, płace i zatrudnianie pedagogów. Gmina Mysłowice obniży o 20 proc. dyrektorom szkół dodatki motywacyjne. Gliwice i inne miasta przykręcają kurek z nauczycielskimi urlopami zdrowotnymi. - Dyrektorzy szkół będą składać odwołania od takich urlopów - wyjaśnia Małgorzata Sejmik, naczelnik gliwickiego wydziału edukacji. Aktualnie na takich urlopach jest 70 gliwickich nauczycieli, tj. 3 proc. zatrudnionych. Znikają szkolne stołówki, a posiłki przygotują firmy kateringowe. Przykład warszawskiej dzielnicy Wola dowodzi, że to się opłaca. W 2011 r. zlikwidowała ona stołówki w 12 podstawówkach i 7 gimnazjach. - Zaoszczędziliśmy prawie 2 mln zł - wylicza Agnieszka Kłąb z Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy. Miasta zwiększają także pensum psychologom czy logopedom. Gminy szukają oszczędności, uszczelniając płatności. Stolica wprowadza jednolity system elektroniczny obsługujący dotacje dla szkół niepublicznych, co uniemożliwi m.in. podwójną dopłatę do tego samego ucznia. Budżety samorządów podreperują też sześciolatki. Gminy będą zachęcać rodziców do wysyłania ich do szkół, tworząc dobre warunki, bo dzięki temu dostaną rządową subwencję. Od cięć kosztów nie ma odwrotu - wydatki oświatowe pożerają dziś nawet 70 proc. budżetów gmin.