W nabożeństwie w katedrze polowej Wojska Polskiego i w pogrzebie uczestniczyły setki osób, w tym przedstawiciele adwokatury i innych zawodów prawniczych. - Stawał w obronie ludzi, którzy przysparzali zła, grzechu niesprawiedliwości. Stawał w obronie, ponieważ wierzył, że ostateczną, całą prawdę o człowieku zna jedynie Bóg, że trzeba stać przy kimś, kto sam siebie skazuje na śmierć, by go ratować - powiedział w homilii ks. Wacław Oszajca. Na trumnie, przykrytej biało-czerwoną flagą, leżała adwokacka toga, której czerń, jak mówił ks. Oszajca, "przypomina przepaść, jaką w sobie my ludzie nosimy, kiedy przekraczamy prawo, to boskie i to ludzkie". - Ale ta czerń jest obszyta zielenią, a zieleń to nadzieja, światło, symbol Bożego ducha, świętości, miłości, piękna i życia - zauważył. - Starał się, żeby nasi bracia i siostry, którzy polegli tam, na wschodzie, odzyskali swoje imiona i nazwiska, odzyskali swój grób. Dbał, żeby nikt nie był zapomniany, żeby śmierć nie stała się unicestwieniem, żeby nie do niej należało ostatnie słowo, ale do miłości - mówił ks. Oszajca. Minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski przekazał na ręce rodziny przyznany Mikkemu pośmiertnie Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. On także podkreślał, że "sprawa pamięci Katynia była jego największą pasją". Minister przypomniał, że Mikke był prokuratorem, gdy po wprowadzeniu stanu wojennego "polecono mu zatrzymanie legendy polskiej opozycji - Jana Józefa Lipskiego". - Odmówił. To doprowadziło do tego, że wkrótce trafił do środowiska adwokackiego, które w tamtych czasach najpełniej i najpiękniej zdawało egzamin - powiedział Kwiatkowski, podkreślając, że adwokatura "powierzała mu najtrudniejsze funkcje nie tylko do jego wiedzy i umiejętności, ale do jego postawy jako człowieka". Czesław Jaworski, były prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, który rekomendował Mikkego w 1985 roku do przyjęcia w poczet adwokatury, powiedział: "Patrząc wstecz mogę stwierdzić z całym przekonaniem, że ta rekomendacja była najtrafniejszą, jakiej udzieliłem w ciągu 50 lat wykonywania zawodu". I on nawiązał do aktywności Mikkego w pielęgnowaniu pamięci o Polakach pomordowanych na wschodzie. Przypomniał, że podczas prac ekshumacyjnych w Katyniu poznał - także zmarłego w katastrofie - sekretarza ROPWiM Andrzeja Przewoźnika i zaprzyjaźnił się z nim. Wiceprezes Naczelnej Rady Adwokackiej Andrzej Michałowski nazwał Mikkego sumieniem adwokatury. Zaznaczył, że mecenas, który był także sędzią Trybunału Stanu, otrzymywał wiele propozycji objęcia funkcji publicznych, ale odrzucał je, by mieć czas dla rodziny i na pracę publicysty. - Jak to się mogło stać, że ty, człowiek, który poświęcał się historii naszej ojczyzny, raptem zostałeś tej ojczyzny historią. Jak to się mogło stać, że zamiast otwierać wystawę "Adwokaci ofiary Katynia", zostałeś tam z nimi na zawsze - pytał Ziemisław Gintowt z Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. - Staszku, ja głęboko wierzę, że twoje odejście ma wielki sens, że zmieni oblicze tej, ale i tamtej ziemi - zapewnił. Scharakteryzował Mikkego jako człowieka, którego wyróżniała "z trudem skrywana dobroć". - Był człowiekiem walki, a jednocześnie był delikatny i skromny. Miał poczucie humoru, potrafił się śmiać z siebie - mówił Gintowt, podkreślając, że anegdoty opowiadane przez Mikkego zawsze były eleganckie i subtelne. Stanisław Mikke zginął 10 kwietnia w Smoleńsku w katastrofie rządowego samolotu wiozącego delegację na obchody rocznicy zbrodni katyńskiej. W wypadku zginęło 96 osób - prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, czworo przedstawicieli adwokatury, duchowni, rodziny pomordowanych przed 70 laty, osoby towarzyszące i załoga.