- Panie poruczniku "Płetwa", nie było dla ciebie sytuacji beznadziejnych, nie było człowieka, którego nie potrafiłbyś pocieszyć, zmusić do śmiechu - powiedział podczas ceremonii minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller, zwracając się do zmarłego przydomkiem, jaki nadali mu koledzy. - Oddałeś swe życie dwóm celom - ojczyźnie i dzieciom, zwłaszcza tym, które potrzebują bardzo dużo troski. Nie szczędziłeś czasu i wysiłku, nawet zmieniłeś kierunek studiów, żeby jeszcze lepiej pomagać. Interesowało cię wszystko - i nurkowanie, i fotografika, i motoryzacja, ale przede wszystkim drugi człowiek - mówił minister. Ks. Marek Wesołowski podkreślał w homilii, że BOR jest jak jedna rodzina. - Tam wszyscy są braćmi. Jeden o drugim wszystko wie, a kiedy przychodzi potrzeba, nikt nie pyta, tylko każdy zastanawia się, jak pomóc - powiedział. Dodał, że na korytarzu siedziby BOR funkcjonariusze postawili skarbonkę, do której wrzucają swoje oszczędności "jako wyraz łączności z tymi, którzy w tym momencie tej pomocy potrzebują". List kondolencyjny do rodziny tragicznie zmarłego funkcjonariusza przesłał także b. prezydent Lech Wałęsa. Głos nad grobem ppor. Surówki zabrała jego żona Krystyna. Wspominała męża jako człowieka o wielkiej sile charakteru i sercu oraz z niebywałym poczuciem humoru. - Uśmiechnięty przystojniak, który zawsze z każdym umiał porozmawiać, znaleźć wspólny język. Zawsze, nawet gdy los nas bardzo doświadczał, umiał powiedzieć coś takiego, że się szczerze śmiałam - mówiła. Funkcjonariuszom i funkcjonariuszkom BOR podziękowała za to, że jej mąż zawsze był wśród nich bezpieczny. - Pomimo tego, co się stało wiem, że był bezpieczny. Mówił mi: "ja nie jestem singlem, ja pracuje w zespole" i tak zostało do końca. Odszedł ramię w ramię z kolegami i teraz też stoicie ramię w ramię z nim i ze mną - powiedziała.