Około godz. 14., kiedy w stolicy rozpoczynało się pożegnanie Zembatego, z Wieży Kościoła Mariackiego w Krakowie odegrano utwór "Alleluja" Leonarda Cohena. Ostatnie pożegnanie artysty miało miejsce w domu pogrzebowym na Powązkach. Urna z prochami Zembatego otoczona była wieńcami, przed nią ustawiono zdjęcie artysty, położono też gitarę. Uroczystości towarzyszyły utwory Zembatego. Wzięli w niej udział rodzina i bliscy zmarłego, liczni przybyli wielbiciele jego talentu oraz mieszkańcy stolicy. - Jego życie było nieustannym poszukiwaniem wolności, próbą określenia swojej prawdziwej tożsamości, prawdziwej osoby. Czasem miałem wrażenie, że jego usiłowania odnalezienia siebie samego prowadziły do pewnego dystansowania się do siebie, patrzenia na siebie niejako z zewnątrz - mówił przyjaciel zmarłego Maciej Karpiński. Jak dodał, artysta zachował wspomniany dystans do siebie, swej choroby do ostatnich chwil. - Równocześnie cechowała go pewnego rodzaju skrajność we wszystkim, co robił - zarówno w życiu prywatnym, jak i w twórczości. Był w niej zarówno rubaszny humor jak i głęboki liryzm, ostra satyra polityczna jak i poezja. Przez całe życie zachował w sobie coś z chłopca, który nigdy nie chciał dorosnąć - podkreślił. Syn Macieja Zembatego, Wojciech wspominając ojca dodał, że prawdopodobnie zostanie on zapamiętany jako rockman i człowiek, który kochał życie. Jak opowiadał, poczucie humoru nie opuściło jego ojca nawet podczas zaawansowanej choroby. - Kiedyś pewna młoda lekarka, pełna życzliwości, zapytała go, co właściwie robił w życiu. Zachował wtedy jeszcze pewną dumę, więc powiedział, żeby zapytała rodziców. Kiedy drążyła temat, chcąc, żeby ojciec był w tym przybytku traktowany z odpowiednim szacunkiem zapytałem czy pamięta serial "Siedem życzeń". Wtedy lekarka rozpromieniła się jak dziecko, a ojciec spojrzał na nią łobuzersko i powtórzył zaklęcie z serialu "hator, hator, hator", a pani doktor dosłownie się rozpłynęła. I wtedy po raz kolejny uświadomiłem sobie, że to, co ojciec robił miało jednak swój sens - opowiadał Wojciech Zembaty. Aktor Stefan Friedman zapamiętał Zembatego jako człowieka, jak sam mówi "w wielu wersjach". - Był ponurym człowiekiem z wyglądu, a pogodnym w środku, bardzo dowcipnym, bardzo koleżeńskim. Był także bardzo radosny, czego dowodem jest chociażby jego słuchowisko zrealizowane z Jackiem Janczarskim "Rodzina Poszepszyńskich", w którym miałem przyjemność grać sąsiada. To był człowiek, który miał swój fantastyczny, choć może nie akceptowany przez wszystkich, styl - zaznaczył Friedman. Maciej Zembaty urodził się 16 maja 1944 r. Studiował na Uniwersytecie Warszawskim. Pracę magisterską napisał na temat polskiej piosenki i gwary więziennej. Zadebiutował w 1965 r. na Festiwalu Opolskim, gdzie uzyskał wyróżnienie jury oraz nagrodę za najlepszy debiut autorski. W 1972 r. zetknął się z piosenkami Leonarda Cohena. Przetłumaczył ich ponad 60. Wydał także kilka płyt z własnymi aranżacjami i wykonaniami piosenek Cohena. Jego tłumaczenie piosenki "Partisan" stało się jednym z nieoficjalnych hymnów przywódców Solidarności internowanych w latach stanu wojennego. W 1972 r. we współpracy z Jackiem Janczarskim stworzył radiowe słuchowisko "Rodzina Poszepszyńskich", jedną ze sztandarowych audycji rozrywkowych Polskiego Radia. W latach 70. związał się też z Programem Trzecim Polskiego Radia, gdzie prowadził m.in. autorską audycję "Zgryz", był też jednym z prezenterów "Zapraszamy do Trójki". W pierwszą rocznicę Sierpnia'80 współtworzył Pierwszy Przegląd Piosenki Prawdziwej "Zakazane Piosenki" w Gdańsku - imprezę prezentującą twórców i twórczość funkcjonującą poza peerelowską cenzurą. Współpracował z polskimi reżyserami jako scenarzysta i autor muzyki do filmów m.in. "Około północy" (1977), "Sam na sam" (1977) i serialu "Siedem życzeń" (1984).