Do sądu trafiły ostatnie akty oskarżenia w tej sprawie, co zakończyło trzyletnie śledztwo. Na ławę oskarżonych trafi w sumie kilkadziesiąt osób. Jak poinformowała w środę Anna Kędzierzawska z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji, w skład grupy wchodziła m.in. pracownica banku - Ewa G. - zajmująca kierownicze stanowisko. To dzięki niej, mimo specjalnego systemu, który miał chronić placówkę przed oszustwami, akceptowano w banku sfałszowane wnioski kredytowe. - Ewa G. przekazywała członkom grupy informacje, jak należy przygotować wniosek, by system go zaakceptował lub wielokrotnie modyfikowała wnioski tak, by taką akceptację uzyskały - wyjaśniła Kędzierzawska. Przestępców zgubił jednak - jak mówią policjanci - brak wyobraźni. "Uwagę funkcjonariuszy zwróciły powtarzające się zaświadczenia o identycznej treści, dotyczące zatrudnienia i osiąganych dochodów, ich znaczna liczba i fakt, że wszyscy chcieli uzyskać kredyt w tym samym banku" - powiedziała Kędzierzawska. Trzon grupy - jak ustalili funkcjonariusze - stanowili: Krzysztof W., Marek K. i Katarzyna S. To oni wyszukiwali osoby, które otrzymywały znikomą część z kwoty przyznanego kredytu za użyczenie danych personalnych i podpisanie umowy. Pozostała część była dzielona między członków gangu. - Szajka ubiegała się o pożyczki w wysokości po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zaświadczenia o zatrudnieniu i osiąganych dochodach dołączone do wniosków były podrobione. Podczas śledztwa okazało się, że osoby, których dane wykorzystywano - tzw. słupy - pracowały albo w innych miejscach, albo były bezrobotne - dodała Kędzierzawska. Śledczy ustalili, że tylko w ciągu trzech miesięcy - od września do listopada 2004 r. - gang wyłudził ok. 3,5 mln zł. Członkom szajki przedstawiono m.in. zarzuty oszustwa, oszustwa kredytowego, fałszerstw i prania pieniędzy oraz poświadczenia nieprawdy. Za najpoważniejsze z tych czynów grozi nawet do 12 lat więzienia.