Warszawska ul. Tamka - tam ogłoszeń mnóstwo. "Elektrohit", który naprawi nam gniazdka, ktoś poszukuje mieszkania (zazwyczaj są to agencje nieruchomości), ktoś inny proponuje doprowadzenie naszych paznokci do stanu idealnego. Jest też nauka jazdy czy ogłoszenie o pracy dla opiekunki do dziecka. Wszystko na obskurnych kartkach. "Życie Warszawy" dzwoni do kogoś, kto skupuje antyki. "Czy pan wie, że rozklejanie ogłoszeń jest nielegalne?". "Ależ oczywiście" - odpowiada uprzejmy głos w słuchawce. Na pytanie, dlaczego tak robi, odpowiada, że "jak wszyscy, dla pieniędzy". Najwięcej ogłoszeń jest na latarniach i przystankach komunikacji miejskiej. Mimo że na wiatach są komunikaty ostrzegające, że naklejanie jest nielegalne, plakaty wciąż się pojawiają. - Regularnie wynajmujemy firmy, które czyszczą nasze przystanki. Inaczej się nie da - zapewnia Igor Krajnow z Zarządu Transportu Miejskiego. Czy problem widzi straż miejska? - Reagowanie na rozwieszanie nielegalnych plakatów to nasz obowiązek. W zeszłym roku wydaliśmy ponad 1,2 tys. mandatów - mówi Katarzyna Dobrowolska z zespołu prasowego straży miejskiej. Jeśli sprawca zostanie złapany na gorącym uczynku, może dostać mandat w wysokości nawet do 500 zł - czytamy dziś w publikacji "Życia Warszawy".